Dobra wiadomość dotarła do Polaków już przed spotkaniem z Izraelem: zwycięstwo Finlandii nad Bośnią i Hercegowiną zapewniło im awans do fazy pucharowej (rusza w sobotę) i da możliwość gry w nietypowej scenerii – na piłkarskim stadionie w Lille.
– Spodziewam się meczu walki, rywalizacji zespołów, które zostawiają serce na boisku. Doceniam klasę przeciwników, ale wierzę w swoją drużynę – mówił przed spotkaniem z Izraelem trener Polaków Mike Taylor.
Wystawił tę samą piątkę, co w zwycięskich spotkaniach z Bośnią i Rosją, do składu wrócił Damian Kulig i to po jego rzucie za trzy punkty Polska objęła prowadzenie. Po pierwszej wyrównanej kwarcie, wygranej 24:22, przyszła jednak fatalna druga, pełna niedokładności i strat (aż 10), zakończona przez nasz zespół ze zdobytymi zaledwie ośmioma punktami.
Przerwa wydawała się zbawieniem, wykorzystany przez Marcina Gortata tylko jeden rzut wolny zwiastował wprawdzie kłopoty, ale Polacy – mimo kolejnych błędów – zaczęli odrabiać straty. Ładna akcja Łukasza Koszarka z Przemysławem Zamojskim, dająca prowadzenie 61:60, pozwalała jeszcze wierzyć w szczęśliwy finał, ale tylko przez chwilę.
Czasu na odpoczynek jest mało, bo mecz z Finlandią już dziś o 15.00. Stawką będzie nie tylko trzecie zwycięstwo (co nie udało się Polakom na EuroBaskecie od 18 lat), ale także trzecie miejsce w grupie, które pozwoli uniknąć w 1/8 finału Serbów. W grupie śmierci z Hiszpanią, Włochami, Turcją i Niemcami Serbowie wygrali do tej pory wszystkie cztery spotkania. Lepiej nie sprawdzać ich siły na własnej skórze.