Sześć lat temu zastąpił pana Radosław Piesiewicz, a teraz pan wraca w jego miejsce. Wszystko zostanie po staremu?
Nie. Sześć lat w sporcie to epoka. Nie ma miejsca na stagnację. My dziś musimy myśleć o tym, co będzie za pięć–dziesięć lat, a nie o tym, co było. Ale to nie wymaga rewolucji, tylko planu, skutecznego działania i współpracy.
Wydaje się, że niemało osób oczekiwałoby jednak rewolucji…
Kibice patrzą na dyscyplinę z innej perspektywy i to normalne, bo oczekują przede wszystkich wyników sportowych. Nie różnią nas cele, ale świadomość, jak do nich dojść. Kiedy teraz rozmawiam z moimi byłymi kontrkandydatami Filipem Kenigiem czy Jackiem Jakubowskim, to wydaje mi się, że ich hasła także rewolucyjne nie były. Dziś, kiedy opadły emocje po wyborach, skupiamy się na tym, co nas łączy, i takich aspektów jest znaczne więcej.
Zajął pan miejsce Piesiewicza i teraz będziecie blisko współpracować?
Nie ma takiego powodu. Radosława Piesiewicza nie ma już w strukturach PZKosz. Przez kilka lat blisko współpracowaliśmy i – jak zawsze – działałem w tym czasie dla dobra polskiej koszykówki. Robię to od 30 lat. Nie pojawiłem się w PZKosz jako czyjś człowiek. Nie byłem też kandydatem namaszczonym przez prezesa Piesiewicza.
Jednak pracowaliście ze sobą przez sześć lat i pewne relacje pozostają…
Prezes Piesiewicz miał relacje z całym środowiskiem: zawodnikami, trenerami, klubami… Odbyły się jednak wybory. Kandydowało pięć osób, a takiej sytuacji nie mieliśmy nigdy. Co więcej – w całej kampanii nie było między kandydatami wielkich różnic programowych i więcej się mówiło o tym, kto kogo popiera. Dla mnie to dobry sygnał. Jestem człowiekiem współpracy i chcę korzystać z wiedzy oraz kompetencji innych. A wybory pokazały, że polska koszykówka jest ważna dla wielu środowisk.
Środowisko – jak często wspomina Marcin Gortat – jest podzielone?
Nie. Jest oczywiście trochę emocji o bardziej personalnym charakterze, ale co do kierunków rozwoju panuje zgoda. Ja zebrałem 90 proc. głosów, bo przekonałem głosujących, że mam kompetencje, aby ten plan wdrożyć i zrealizować. Nie brakuje oczywiście dyskusji, ale wiele z nich odbywa się w internecie, a to świat wirtualny. Inne toczyły się między elektorami, czyli tymi osobami, które na co dzień prowadzą kluby i realnie odpowiadają za rozwój koszykówki. To dwie różne przestrzenie.