Już kilka tygodni temu było niemal pewne, że po Sochana sięgnie któraś z drużyn NBA. Wychowany w Wielkiej Brytanii Polak zaliczył świetny sezon w lidze akademickiej, w zespole Baylor i był umieszczany w przeddraftowych zestawieniach przez wszystkich ekspertów. Zazwyczaj typowano, że zostanie wybrany w okolicach 10. miejsca, a władze ligi zaprosiły go do tzw. green roomu, gdzie czekają najzdolniejsi kandydaci.
Nic dziwnego, że oczekiwania były spore, choć nie było do końca pewności, kto sięgnie po mierzącego 206 centymetrów Sochana. San Antonio Spurs pojawiali się w spekulacjach jako jeden z możliwych pracodawców Polaka.
Sochan zagra w drużynie z Teksasu, pod okiem Gregga Popovicha, jednego z najbardziej doświadczonych i utytułowanych trenerów w historii. Wydaje się, że to dobre miejsce do rozwoju talentu, a władze Spurs rzadko mylą się w ocenie talentów zawodników. W przeszłości z draftu trafił tutaj m.in. Tim Duncan, który stworzył najpierw duet nazywany "two towers" (dwie wieże) z Davidem Robinsonem, a potem świetnie współpracował z Tonym Parkerem i Manu Ginobilim, wygrywając kilka razy ligę. Później do Spurs trafił jeszcze Kawhi Leonard, który też dołożył mistrzowski pierścień w 2014 r., a ostatnio największe nadzieje są wiązane z Dejounte Murrayem, który zagrał w ostantim Meczu Gwiazd.
Czytaj więcej
Reprezentant Polski Jeremy Sochan jest o krok od ligi NBA. Zostanie zapewne wybrany w czwartek w Nowym Jorku z wysokim numerem w drafcie.
Spurs to też dobre miejsce z tego względu, że nie boją się tutaj stawiać na graczy spoza USA i wiedzą, jak z nimi pracować. Duncan pochodzi z Wysp Dziewiczych, Parker jest Francuzem, Ginobili Argentyńczykiem, a teraz m.in. w składzie jest Austriak Jacob Poeltl, Australijczyk Jock Landale i Kanadyjczyk Josh Primo.