NBA: Królowie na dwóch tronach

W tej grze uczestniczą: dwa miasta, jeden klub i 500 mln dolarów

Publikacja: 17.01.2013 16:29

NBA: Królowie na dwóch tronach

Foto: AFP

Seattle już miało swój złoty róg, ale oddało go kilka lat temu do Oklahomy. Zespół nazywał się Supersonics grał całkiem nieźle, pozyskał w drafcie bardzo obiecującego gracza Kevina Duranta (dziś jedną z największych gwiazd NBA) i miał wiernych kibiców.

I miał też problemy lokalowe. KeyArena, w której grali Supersonics mieściła tylko 17 tys. widzów i była najmniejsza w całej lidze. Właściciel Howard Schultz (pand od Starbucksa) szarpał się z władzami Seattle, a kiedy usłyszał, że 220 mln dolarów na rozbudowę obiektu nie dostanie, sprzedał drużynę do Oklahomy. W NBA kluby przenosi się jak spółki i nie bez powodu nazywają je tam po prostu "franchise".

Kibice przeciwko temu protestowali, ale nic nie mogli wskórać - zasady są jasne. Teraz jest jednak szansa, że NBA powróci do Seattle, a szansą są kłopoty innego klubu: Sacramento Kings.

Problemy zaczęły się mniej więcej dwa lata temu, kiedy komisarz NBA David Stern powiedział, że czas pomyśleć o przeniesieniu drużyny i wskazał jako cel Anaheim. Zamieszanie też dotyczyło hali.

Wtedy do akcji wkroczył burmistrz Sacramento Kevin Johnson, kiedyś świetny koszykarz, rozgrywający Cleveland Cavaliers i Phoenix Suns. Namówił lokalnych biznesmenów do zainwestowania i sprawa ucichła.

Potem dogadał się z rodziną Maloof, która ma 53 proc. udziałów w zespole Kings i za 387 mln dol. miała powstać nowa, piękna hala (miasto obiecało dać aż 250 mln). Umowa została ogłoszona, fanfary zagrały, ale kilka dni później właściciele przemyśleli decyzję i wycofali się z transakcji.

Mieli dość NBA i chcą po prostu sprzedać udziały, a potem mieć święty spokój. A, że można przy tym zarobić ładny grosz, tym lepiej. I w tym momencie na scenę wraca Seattle. Tamtejszy biznesmen Chris Hansen (fan dawnych Supersonics jak piszą o nim na stronie miasta) i dyrektor Microsoftu Steve Ballmer zebrali grupę biznesmenów z grubymi portfelami. Razem są gotowi wyłożyć 525 mln dol. byle tylko móc przenieść z powrotem drużynę NBA do Seattle.

Co na to burmistrz Sacramento, Johnson? Tak dużo pieniędzy nie uda mu się zorganizować. Liczy na to, że znajdzie inwestorów, gotowych położyć na stole 425 mln. - Pokazaliśmy NBA, że jesteśmy walecznym miastem. Chcielibyśmy zakończyć już tę sagę, która trwa zbyt długo - mówi Johnson. Do napisania ostatniego rozdziału trzeba jednak pół miliarda dolarów.

Seattle już miało swój złoty róg, ale oddało go kilka lat temu do Oklahomy. Zespół nazywał się Supersonics grał całkiem nieźle, pozyskał w drafcie bardzo obiecującego gracza Kevina Duranta (dziś jedną z największych gwiazd NBA) i miał wiernych kibiców.

I miał też problemy lokalowe. KeyArena, w której grali Supersonics mieściła tylko 17 tys. widzów i była najmniejsza w całej lidze. Właściciel Howard Schultz (pand od Starbucksa) szarpał się z władzami Seattle, a kiedy usłyszał, że 220 mln dolarów na rozbudowę obiektu nie dostanie, sprzedał drużynę do Oklahomy. W NBA kluby przenosi się jak spółki i nie bez powodu nazywają je tam po prostu "franchise".

Koszykówka
Kiedy do gry wróci Jeremy Sochan? „Jestem coraz silniejszy”
Koszykówka
Prezes Polskiego Związku Koszykówki: Nie planuję rewolucji
Koszykówka
Wybory w USA. Czy LeBron James wie, że republikanie też kupują buty?
Koszykówka
Radosław Piesiewicz ma następcę. Zmiana władzy na czele PZKosz
Koszykówka
Jeremy Sochan zostaje w San Antonio Spurs. Ile zarobi reprezentant Polski?