Ostatnio prowadziłem Sakalai Wilno. Nie udało się nam wystartować w Pucharze FIBA. Oferta z Wrocławia zainteresowała mnie dlatego, że zespół gra w Pucharze ULEB. Spytałem, co mam robić znającego koszykarskie realia w Polsce Tomasa Pacesasa. Powiedział, że nie powinienem się wahać. Jest jeszcze inny motyw – poznawanie ludzi. Mogłem grać w Hiszpanii, ale wyjechałem do Australii. Byłem pierwszym Europejczykiem, który tam zagrał. Za 30 procent pieniędzy, które mógłbym zarobić w Europie. Dopiero potem trafiłem do Realu Madryt. Wszyscy myślą, że trzeba jechać tam, gdzie największe pieniądze. Ja bardziej wolę poznawać nowe kraje. Lubię pobyć gdzieś dłużej, poznać kulturę, ludzi. Wyjechałem do Azerbejdżanu, gdzie kilka lat pracowałem z reprezentacją i klubem z Baku. Nie było tam drużyny, zaczynałem od początku. Kontrakt nie był wysoki. Wyznaję zasadę, że pieniędzy potrzeba tyle, ile potrzeba. Milionowe konto w banku nie wpłynie na to, jakiej pasty do zębów będę używał.
Teraz poznaje pan Polskę?
Byłem tu wiele razy, ale tylko tydzień, dwa, przejazdem. Nie zdarzyło mi się pomieszkać u was dłużej.
Jaki własny sukces najbardziej sobie pan ceni?
Można by o tym opowiadać trzy tygodnie, ale najbardziej sobie cenię to, że mogłem wyjechać i pracować za granicą. Za czasów Związku Radzieckiego nie było możliwości wyjazdu do pracy w klubach zagranicznych. Graliśmy za małe pieniądze. Zdarzało się, że gdy przyjeżdżaliśmy na turniej do Polski, kupowaliśmy rzeczy na bazarach i sprzedawali u siebie, żeby zarobić na życie. Dlatego cenię sobie, że w wieku 29 lat udało mi się wyjechać za granicę i grać w koszykówkę. Wszystko dzięki temu, że rozpadł się Związek Radziecki. Od 1990 roku mogłem po prostu żyć ze sportu. Wcześniej obowiązywała wykładnia, że w ZSRR nie ma profesjonalnych sportowców, że jesteśmy amatorami, a im się nie płaci. Przykład: grając w Żalgirisie, będąc trzykrotnym mistrzem ZSRR i mistrzem Europy z reprezentacją, otrzymywałem 150 rubli miesięcznie. W tym samym czasie moja mama, pracująca w drukarni, zarabiała 320 rubli.
Rywalizacja Żalgirisu Kowno z CSKA Moskwa w latach 80. dla kibiców na Litwie była czymś więcej niż sport...