Dopiero drugi raz, licząc wszystkie kategorie wiekowe, reprezentacja Polski koszykarzy gra w finałach mistrzostw świata. W 1967 roku seniorzy wywalczyli piąte miejsce. Teraz juniorzy do lat 17, prowadzeni przez trenera Jerzego Szambelana, już ich przebili. To był rewanż za ubiegłoroczne mistrzostwa Europy do lat 16, w którym te same zespoły spotkały się w meczu o trzecie miejsce.
Wówczas 75:69 wygrali Serbowie, ale od tamtego czasu polski zespół zrobił większy postęp. Fazę grupową turnieju w Hamburgu ukończył, podobnie jak reprezentacja USA, bez porażki, wygrywając m.in. z aktualnymi mistrzem Europy Hiszpanią (88:82 po dogrywce) i deklasując Niemcy (79:33). Serbowie awansowali do ćwierćfinału dopiero z czwartego miejsca w grupie, ale w spotkaniu z USA, szczególnie na początku, mocno postawili się rywalom.
„Mam nadzieję, że z USA spotkamy się jeszcze raz w finale”, mówił po tamtym meczu trener Serbii Nenad Trunić, zakładając wygraną z Polakami w ćwierćfinale. Trener Amerykanów Don Showalter, zapytany przez „Rz” po ćwierćfinałowym spotkaniu USA z Australią o swoich potencjalnych rywali, był innego zdania: „Polska wygra z Serbią, jest lepszym zespołem”. Miał rację.
Serbowie prowadzili tylko raz, 4:2 po pierwszych akcjach meczu. Potem na boisku istniała już tylko jedna drużyna. W pierwszej kwarcie rewelacyjnie w naszej ekipie zagrał Mateusz Ponitka, zdobywając 10 punktów, m.in. po własnych przechwytach na połowie rywali. W drugiej bohaterami byli wszechstronni Tomasz Gielo i Michał Michalak - obaj po osiem punktów w tej części gry. Od początku meczu trudną zaporą dla rywali pod koszem był mierzący 212 cm Przemysław Karnowski. Najlepiej zbierający turnieju, który dotychczas grał w polskiej II lidze, a ma już propozycje kontraktu z Barcelony lub występów w amerykańskiej NCAA, mocno zniechęcił rywali do ataków spod tablicy, a po jego zbiórkach koledzy punktowali z błyskawicznych kontrataków. Po pięciu minutach Polacy prowadzili 16:8, po 13, dzięki kombinacyjnym akcjom Michalaka, ich przewaga wzrosła do 31:17.
Najwyższe prowadzenie do przerwy (53:30) trzypunktowym rzutem tuż przed zejściem do szatni dał polskiej drużynie rozgrywający Grzegorz Grochowski.