Po dwóch kolejnych zwycięstwach drużynie z Arizony przyszło przegrać po zaciętym, pasjonującym meczu, w którym była blisko wygranej. Szkoda byłoby, gdyby tak widowiskowo grający zespół nie zakwalifikował się do play off. Lakers odnieśli siódme kolejne zwycięstwo, ale przyszło im to z najwyższym trudem. Trzy dogrywki w ich meczu w Los Angeles odbyły się ostatnio w 1969 roku.
Z 13 spotkań rozegranych do wtorku po lutowej przerwie na All Star Weekend Lakers wygrali 12 i w żadnym, jeśli mecz kończył się w regulaminowym czasie, nie pozwolili rywalom przekroczyć 100 punktów. Ich przeciwnicy zdobywali w nich średnio tylko 86,7 pkt.
We wtorek Suns już po trzech kwartach mieli 86 punktów, a w normalnym czasie gry mecz zakończył się remisem 112:112. W trzeciej kwarcie goście przegrywali już 21 punktami (68:89), ale odrobili straty i doprowadzili do dogrywki. Zaczął się prawdziwy horror, w którym bardzo ważną rolę odegrał Marcin Gortat.
Było to dla niego drugie spotkanie w barwach Suns przeciwko obrońcom tytułu. 5 stycznia w Phoenix polski środkowy jedyny raz w tym sezonie wyszedł w pierwszej piątce swojego nowego zespołu. W 35 minut zdobył wówczas 12 punktów i miał 9 zbiórek. Teraz pierwszy raz w karierze przyszło mu grać w meczu z trzema dogrywkami. Przebywał na parkiecie aż 53.05 minut (więcej w zespole grał tylko Channing Frye - 56.69), co jest oczywiście jego nowym rekordem kariery, 24 zdobyte przez niego punkty (9/15 z gry, 6/8 z wolnych) to jego drugie osiągnięcie w NBA (25 pkt miał 30 stycznia w meczu z New Orleans Hornets), miał też 16 zbiórek (13 w obronie), asystę, dwa bloki i dwa faule.
W 15. kolejnym meczu zdobył minimum 10 punktów. Uzyskał 17. double-double w sezonie i 16. jako rezerwowy Suns, poprawiając rekord klubu należący do Maurice'a Lucasa, który w sezonie 1984/85 dwucyfrowe statystyki w dwóch elementach gry miał 15 razy, wchodząc z ławki rezerwowych. Nie jest to jedyny polski rekord w Phoenix. W sezonie 2004/2005 19-letni wówczas Maciej Lampe został najmłodszym graczem Suns, który zagrał w NBA.