Pięć miliardów
Na pewno lubił robić interesy i na pewno umiał je robić. Nawet jeśli koszykówki nie kochał na początku, to później ją polubił i ona jego też.
To on wprowadził NBA na salony i zrobił z niej doskonale funkcjonujące przedsiębiorstwo, spektakl oglądany we wszystkich krajach świata i firmę mającą swoje przedstawicielstwa aż w 15 krajach, nie licząc USA. Wartość tego biznesu szacuje się dziś na 5 miliardów dolarów.
Kiedy zaczynał, koszykarze biegali w krótkich spodenkach i obcisłych koszulkach, na nogach mieli buty niewiele różniące się od tych widywanych na ulicy, a zarabiali średnio 215 tys. dolarów na sezon. Kiedy będzie odchodził, luźne koszulki i koszykarskie spodenki do kolan to strój popularny wśród nastolatków, zawodnicy podpisują wielomilionowe kontrakty z producentami sprzętu, a średnia pensja w NBA to 5,2 mln dolarów.
Nic dziwnego, że Charles Barkley nazwał go ostatnio „największym komisarzem w historii sportu".
Nowe rynki
Barkley to ważny element w tej układance, bo Stern oprócz talentu i pomysłów miał też szczęście. Tuż po tym, jak został komisarzem NBA, miał miejsce chyba najlepszy draft w historii i do ligi w jednym czasie trafili: Michael Jordan, Hakeem Olajuwon, John Stockton i właśnie Barkley. Dostał do rąk wielkie talenty i wystarczyło tylko je pomnożyć.
Zamiast sprzedawać sport, zaczął sprzedawać ludzi i ich historie. Promował Jordana, a Chicago Bulls zarabiali przy okazji. Ten model trwa do dziś, tylko zmieniają się nazwiska na koszulkach. Już wcześniej w NBA były gwiazdy: Bill Russell walczył z Wiltem Chamberlainem w latach 60., na początku lat 80. rywalizowali Magic Johnson i Larry Bird, tylko kupców na to nie było.