– Nie ma nic lepszego niż siódmy mecz – triumfował trener Heat Erik Spoelstra po najbardziej emocjonującym spotkaniu w finale. 28 sekund przed końcem gospodarze przegrywali 89:94 i wydawało się, że będą musieli patrzeć, jak rywale świętują w ich hali piąty tytuł.

Nie musieli, bo najpierw za trzy punkty trafił LeBron James, a gdy na zegarze pozostawało pięć sekund Ray Allen rzutem z narożnika doprowadził do stanu 95:95 i dogrywki. – On ma w żyłach zmrożoną wodę. Może spudłować 99 razy, ale trafi za setnym w najważniejszym momencie meczu – chwalił kolegę James, który tego wieczoru przeżywał wzloty i upadki, ale i tak zdobył 32 punkty, miał 10 zbiórek i 11 asyst.

Bez pomocy LeBrona Heat nie odrobiliby 13-punktowej straty z trzeciej kwarty. A bez bloków Chrisa Bosha być może nie wygraliby dogrywki. To on zatrzymał  Danny'ego Greena, zbierającego się w ostatniej akcji do rzutu za trzy, a wcześniej powstrzymał też Tony'ego Parkera. Gra zaczyna się od nowa. W tej serii finałowej nikt nie odniósł dwóch zwycięstw z rzędu.

Miami Heat – San Antonio Spurs 103:100 po dogrywce (27:25, 17:25, 21:25, 30:20, 8:5); stan rywalizacji do czterech zwycięstw: 3-3.