Pojedynek wagi ciężkiej, przedwczesny finał, koszykarski klasyk – dziennikarze mogli się wyżyć już przed meczem. Francuzi byli jednak faworytami – mają bardziej wyrównany skład, na mistrzostwach zameldowali się prawie wszyscy najlepsi, inaczej niż w reprezentacji Hiszpanii, gdzie paru gwiazd (Ricky Rubio, Marc Gasol) brakło. Jak by tego było mało – problemy z plecami miał Rudy Fernandez, z nogą – Pau Gasol.
Zaczęło się od odśpiewanej przez 27 tysięcy kibiców Marsylianki, a potem temperatura w hali rosła z każdą minutą. Lepiej zaczęli Francuzi, po efektownym wsadzie Batuma prowadzili 13:6. Gospodarze EuroBasketu dominowali w zbiórkach, wyglądali na bardziej skoncentrowanych. Trzy minuty przed końcem I kwarty Hiszpanie mieli na koncie ledwie 6 zdobytych punktów. W drugiej wzmocnili defensywę, Sergio Llull celną trójką doprowadził do remisu. Świetnie, finezyjnie rozgrywał Sergio Rodriguez, swoje robił Gasol. Słabiej niż zwykle zaczał Nikola Mirotić, a potem grał jeszcze gorzej. Francuzi cały czas mieli przewagę, ale nieznaczną, nie mógł się przełamać Tony Parker, choć kiedy trafił dwa razy z rzędu wydawało się, że złapie rytm. Nie złapał. Hiszpanie mieli fatalną skuteczność w rzutach za trzy, dużo mniej zbierali i było aż dziwne, że przegrywają tak minimalnie – tracili zaledwie punkt po dwóch kwartach.
W trzeciej Francuzi powoli, ale systematycznie, budowali przewagę. Po trójce Parkera wynosiła 4 punkty, po dwóch skutecznych akcjach rezerwowego Lauvergne’a – już jedenaście punktów. Hiszpanów ratował Gasol, skutecznie wykonujący rzuty osobiste. Ale przecież – zdawało się – sam Gasol meczu nie wygra, nie istnieli hiszpańscy obwodowi Llull i Fernandez, niewiele wnosili rezerwowi, nic już nie dawał drużynie Mirotić. Losy meczu zdawały się przesądzone.
W czwartej kwarcie toczył się więc mecz Francja – Gasol. Gwiazdor Chicago Bulls postanowił wyeliminować z gry francuskich podkoszowych i wychodziło mu to nieźle. Sergio Scariolo, trenerski lis (wiadomo – Włoch), zalecił swoim zawodnikom wymuszać faule i w ten sposób, osobisty po osobistym, Hiszpanie mozolnie odrabiali straty. Ta chytra taktyka chyba wybiła z rytmu Francuzów – dosięgła ich zadziwiająca niemoc w ataku, przez pięć minut nie umieli zdobyć punktów z gry. A Hiszpanie zwietrzyli swoją szansę. Gasol wszedł pod kosz z taką energią, że ustała Marsylianka na trybunach. Po chwili trafił ponownie, wyprowadził zespół na punkt przewagi (62:61). Pogubieni Francuzi stracili piłkę, doświadczony Nando De Colo faulował w ataku, po chwili Hiszpanie wygrywali już trzema punktami. Do końca pozostawało 16 sekund, Francuzi zaczynali z boku. Piłka znalazła się w rękach Batuma, ten nie czekał, trafił za trzy. Remis. W ostatniej akcji Gobert zablokował Gasola. Przewaga psychiczna przed dogrywką była po stronie Francuzów.
Dogrywka zaczęła się od indywidualnych popisów z obu stron, między innymi Parker przypomniał, że jest na parkiecie, ale po chwili nie trafił dwóch osobistych. Gasol już tak nie dominował, wydawał się potwornie zmęczony, ale w końcu wyeliminował z gry – na skutek pięciu popełnionych fauli – Goberta. Do końca dogrywki pozostawała minuta. W dwóch kolejnych akcjach Francuzi zgubili piłkę. Hiszpanie dwa razy trafili – dwukrotnie Gasol. Czy ktoś mówił, że sam nie wygra meczu? Ale to nie był koniec emocji. Francuzi tracili trzy punkty, znowu, jak pod koniec czwartej kwarty, rzucał Batum. Był faulowany, musiał trzy razy trafić. Nie trafił ani razu, on, znakomity, doświadczony zawodnik NBA. To już był koniec. To miał być, i był, wielki mecz. Bohaterem Pau Gasol – 40 punktów, 11 zbiórek. Zawiódł Tony Parker, który zdobył tylko 10 punktów.