Drugie miesjce zajęli Austriacy, a trzecie Finowie. W sobotę o 16.15 konkurs indywidualny.
Zapowiedzi były raczej optymistyczne, nie zmieniły ich nieudane kwalifikacje, ale w piątek nastąpiła twarda weryfikacja opinii, że Polacy to piąta – szósta drużyna Pucharu Świata.
Kamil Stoch zaczął od nieudanego skoku na odległość 116 m, to ustawiło nasz zespół na dziewiątym miejscu dzielonym z Czechami. Kolejna seria i kolejny zawód, zaledwie 114 m Piotra Żyły. Polacy spadli na dziesiąte miejsce. Maciej Kot nie podniósł normy (114,5), więc było jeszcze gorzej. Nawet Adam Małysz nie dał rady niczego zmienić, skoczył tylko 122 m. Regulamin konkursu drużynowego jest prosty – do drugiej serii awansuje tylko najlepsza ósemka.
Polscy studenci, którzy przyjechali dopingować Małysza i spółkę, wykazali zwyczajowy entuzjazm, Stoch jednak spuścił głowę, nawet trener Hannu Lepistoe odrobinę stracił opanowanie i głośniej niż zwykle ocenił postawę swoich skoczków już w boksie pod skocznią. Tylko Adam Małysz lał oliwę na wzburzone fale i kazał nam spokojnie czekać do jutra.
Wystartowało 13 zespołów. Od pierwszego skoku prowadzenie objęła Norwegia dzięki skokowi Bjoerna Einara Romoerena, potem były Austria, Słowenia, Rosja i dopiero Finlandia, bo Matti Hautamaeki nie wykonał planu.