Duża niepewność panuje wśród sponsorów oraz partnerów igrzysk. Na razie brak oficjalnych wypowiedzi i oświadczeń, choć według Reutersa podczas ostatniej firmowej wideokonferencji Japan Airlines padły słowa o tym, że szanse na przełożenie imprezy wynoszą 80 procent.
Informacji od MKOl z utęsknieniem wypatrują zawodnicy. Epidemia koronawirusa sprawiła, że odwołano niemal wszystkie zawody sportowe – dziś kwalifikację na igrzyska ma tylko 57 proc. uprawnionych. Wiele krajów zamknęło stadiony, siłownie i baseny. W internecie dużo jest zdjęć i nagrań przyszłych olimpijczyków, którzy biegają po lasach i trenują w ogrodzie. Niektórzy nie robią nawet tego, bo po powrocie do kraju z zagranicy odbywają kilkunastodniową kwarantannę. O równości szans w kontekście przygotowań do najważniejszej imprezy czterolecia nie ma mowy.
Przełożenia igrzysk domagają się już dwa najważniejsze amerykańskie związki sportowe w dyscyplinach olimpijskich, lekkoatletyczny i pływacki. Od lekkoatletów i pływaków w dużej mierze zależy telewizyjny sukces całej imprezy. Głos zza oceanu jest donośny, bo tamtejsza NBC to główny gracz na rynku praw do transmisji i najważniejszy biznesowy partner MKOl – najnowszy kontrakt, obejmujący lata 2021–2032, wart jest 7,75 mld dolarów.
Japończycy na razie konsekwentnie w oficjalnych kontaktach ucinają dyskusję o niepewnej przyszłości tokijskiej imprezy i starają się zachować zimną krew. Politycy, członkowie rządu i przedstawiciele komitetu organizacyjnego mają nieoficjalny zakaz wypowiadania się na temat ewentualnego opóźnienia igrzysk. Każdy komentarz podający w wątpliwość aktualny termin imprezy to potencjalny cios dla tamtejszej giełdy i stojącej na skraju recesji gospodarki.
Kilka dni temu z tłumu milczących nieoczekiwanie wyłamał się wicepremier Taro Aso, wyjaśniając, że „igrzyska są przeklęte” i „problem pojawia się regularnie co 40 lat”. Japoński polityk porównał obecną sytuację do odwołania zimowych IO w 1940 roku (ich gospodarzem także miało być Tokio) oraz zbojkotowanej przez część krajów Zachodu imprezy z 1980 roku, którą miała gościć Moskwa.
Świat w dobie epidemii truchleje, a sztafeta z ogniem olimpijskim pędzi w najlepsze pod hasłem „Ogień oświetla nam drogę”. Według japońskich mediów na stadionie w Sendai kolejka do zdjęcia z pochodnią miała pół kilometra. Pięćdziesiąt tysięcy ludzi stało w niej przez kilka godzin. To dopiero początek, bo sztafeta w ciągu 121 dni ma odwiedzić 47 prefektur.