[b]W najwyższe góry jeździłeś z najlepszymi w złotym okresie polskiego himalaizmu.[/b]
Pierwszy raz wyjechałem w Himalaje w 1982 r. Miałem 20 lat. Jedna ciężarówka sukienek z Indii na powrót i wszystko się miało. Jak myśmy wtedy żyli! Dziś mnie nie stać na takie szastanie pieniędzmi. Oczywiście tylko w Polsce, bo jak pojechałem do Chamonix, to musiałem spać pod krzakiem. Polak zdrowy na umyśle nie wydałby 100 dolarów na pensjonat, kiedy u nas ta kwota wystarczała na ponad miesiąc godnego życia całej rodziny.
Z każdego wyjazdu w Himalaje przywoziło się więcej pieniędzy niż się wywoziło. To są sprawy znane - system zarabiania na wyprawy: uczestnicy zagraniczni, którzy wnosili dewizy, nasze roboty wysokościowe, sprzedaż za dolary w Indiach przywiezionych z Polski aparatów fotograficznych, żelazek... Chodziło o to, żeby więcej pieniędzy mieć wracając niż wyjeżdżając. Dzięki temu można było już nie pracować, tylko organizować wyprawy. Na tym polegało zawodowstwo w himalaizmie. Absurdy komunizmu zrodziły absurdalne warunki przemytnicze. W najwyższe góry jeździłem do 1989 r. Przyszedł kapitalizm i wszystko się złożyło jak domek z kart. Himalaiści, którzy przestawili się na sponsoring czy przewodnictwo, jakoś jeździli dalej. Ale na wyprawach pieniądze się wydawało, a nie zarabiało.
[b]Kto finansuje obecną wyprawę?[/b]
Informuję, że nie jedziemy w żadnym stopniu za pieniądze podatników. Ale ubolewam, że Polski Związek Alpinizmu nie włącza się na przykład w finansowanie Kingi Baranowskiej, którą pozostawiono zupełnie samą. Żadna z kobiet nie zdobyła wszystkich ośmiotysięczników - Korony Himalajów. Kilka niewiast o to walczy dysponując dużym zapleczem. Nie ma znaczenia, że wchodzą normalnymi, klasycznymi drogami pierwszych zdobywców. To jest dla kobiety ogromny wyczyn. Kinga ma talent do tego sportu i jest mocna. Obserwowałem ją na Dhaulagiri. Szła na szczyt w fatalnej pogodzie. Nie było zmiłuj się.
[b]Himalaizm lat 80. miał rozmach: zjazd na nartach z ośmiotysięcznika, nowe drogi, zimowe wejścia, styl alpejski... Z fantazją walczyliście o najwyższe góry.[/b]
Po raz pierwszy wszedłem na ośmiotysięcznik normalną drogą dopiero na Dhaulagiri w 2008 r. Kiedyś u nas nikomu do głowy nie przychodziło, żeby na klasyczną drogę robić wyprawę. Nawet zimą na Annapurnie Kukuczka do ostatniej chwili zajadle walczył, żebyśmy zboczyli i poszli jakimś trudniejszym wariantem.
[b]Co się najbardziej zmieniło na wyprawach?[/b]
Łączność satelitarna, która powoduje zupełnie inną jakość. Człowiek nie jest sam i nie czuje się sam.
[b]Ale to przeszkadza. Kiedyś himalaista wspinał się z determinacją, teraz wisi w bazie na telefonie zanurzony w problemach rodzinnych, reklamowaniu się...[/b]
Na pewno tak. Zmieniła się też technologia tlenowa, która pozwala ciągnąć na ośmiotysięczniki coraz większą ilość klientów komercyjnych. Teraz na jednej butli można trzy razy dłużej oddychać. Goście dostają tlen już od 7000 m. To jest profanacja. Dwa ośmiotysięczniki zostały stracone do wpinania w sezonach letnich: Cho Oyu i Shisha Pangma. Do ataku na szczyt idzie wtedy kilkaset osób.
[b]A spadek etyki?[/b]
To jest nie kończąca się dyskusja, w latach 80. nawet głośniejsza niż teraz. Himalaiści mieli bardzo złą prasę za "chodzenie po trupach". Wanda Rutkiewicz sklęła jakiegoś aroganckiego dziennikarza, a potem w gazecie pojawił się tytuł: "Nie rzucaj rękawicy, bo odmrozisz sobie rękę". Czas weryfikuje dokonania Jurka Kukuczki czy Wandy. Dzisiaj ludzie już się tak nie wspinają. Na nowe drogi mało kto się porywa. Która kobieta poszłaby teraz niemal sama od północnej strony na Kangczendzongę z garstką ludzi w bazie?! To były pionierskie czasy. Jeśli chodzi o etykę, to w latach 80. nie zostawiało się ludzi na drodze. Na ostatniej wyprawie na Dhaulagiri zginęły dwie osoby - obydwie z powodu własnej głupoty. Ludzie idą dziś w góry nie przygotowani, przerzucając odpowiedzialność na innych w grupie. To jest bezczelność kogoś tak obciążać. Z drugiej strony jednak, tłum Hiszpanów uciekł z bazy helikopterami, kiedy w obozie szturmowym był Argentyńczyk i nie umiał zejść. Zostawili go nam na głowie...
Z upływem czasu, coraz mocniej do mnie dociera na czym polegała wielkość Kukuczki, choć sił mu ubywało - był kilkanaście lat starszy ode mnie. Jurek miał nosa do gór, instynkt. Był niezastąpiony w podejmowaniu decyzji. Dziś wiem jak trudno się zmusić, żeby pokonać strach.
[b]Wciąż rehabilitujesz nogę. Bierzesz kule inwalidzkie na wyprawę na wszelki wypadek?[/b]
Przestań! Na wyprawę jedzie Amerykanin Don Bowie i Robert Szymczak, lekarz. No dobrze, przyznaję, że w moim wieku dobrze jest wspinać się z lekarzem.
[link=http://www.himountain.pl/wyprawa_.php?id=11 ]Relacje z przebiegu HiMountain Wyprawy Zimowej Broad Peak 8047 m - 2008/2009[/link]
[ramka][b]Artur Hajzer[/b]
Nazywany etatowym partnerem Jerzego Kukuczki, pięć razy stał na szczytach ośmiotysięczników, w tym z Kukuczką na trzech nowymi drogami oraz zimą: Manaslu (1986 r. nowa droga), Annapurna (pierwsze wejście zimowe - 1987 r. oraz nowa droga - 1988 r. ), Shisha Pangma (1987 r. nowa droga, w stylu alpejskim), Dhaulagiri (2008 r.). Odznaczony nagrodą Fair Play PKOL za brawurową akcję ratunkową na stokach Mount Everestu w 1989 r. Współautor i autor filmów: "Ten czternasty", "Kupa Kamieni", "Anna P", "Czekając na Rosę". Opublikował książkę "Atak Rozpaczy".
Za swój największy górski wyczyn uważa osiągnięcie wysokości 8300 m na "ścianie ścian" - południowej stronie Lhotse (8511 m). Trzykrotnie wrócił z niej pokonany.[/ramka]