Reklama
Rozwiń

Trzeba mocno popracować

W czwartek biegnie Justyna Kowalczyk. Polka na 10 km techniką klasyczną ma szansę na medal.

Aktualizacja: 18.02.2009 21:37 Publikacja: 18.02.2009 21:31

Trzeba mocno popracować

Foto: Fotorzepa, Piotr Nowak PN Piotr Nowak

Justyna Kowalczyk wystartuje jako przedostatnia, 30 sekund przed liderką PŚ, Finką Aino-Kaisą Saarinen.

Józef Łuszczek, jedyny polski mistrz świata w biegach, mówi, że będzie medal. – Mam nadzieję, że złoty. Czekam na to 31 lat. Zdążyłem już posiwieć. Najlepszy biegacz pamiętnych mistrzostw w Lahti (1978 r.) mówi podobnie jak trener Justyny Kowalczyk Aleksander Wierietielny, że w trudnych warunkach atmosferycznych decydujące może być przygotowanie nart. – Coś o tym wiem. Kiedy w Lahti zdobyłem złoty i brązowy medal, liczono, że kolejny wywalczę na najdłuższym dystansie – 50 km. TVP kupiła transmisję z tego biegu (poprzednich nie pokazała), więc mimo męczącego kataru zdecydowałem się wystartować. To była katorga. Nie trafiliśmy ze smarowaniem, narty nie trzymały na podbiegach i nie chciały jechać na zjazdach. Mimo to byłem siódmy. To najlepszy dowód, w jak dobrej byłem wtedy formie – wspomina Łuszczek stare czasy.

Jego zdaniem Justyna Kowalczyk też jest znakomicie przygotowana, a przeciwniczki będą pamiętać lanie, jakie dostały niedawno od Polki.

Łuszczek twierdzi, że trasa jest ciężka, ale to bardzo dobrze.

– Justyna tak jak ja lubi podbiegi. A będzie ich na całej trasie aż 12. Nie są zbyt długie i strome, ale żeby je w dobrym tempie przejechać, trzeba mocno popracować. Od startu należy biec w dużym tempie, a w środku trasy jeszcze dołożyć mocy. Ostatnie kilometry to już gonitwa na całego, do utraty tchu.

W Libercu ciągle pada mokry śnieg i nic nie wskazuje na to, by nagle przestał, choć prognozy dają taką nadzieję. A to oznacza, że bardzo wiele będzie zależało od serwisu, od tego, jak będą posmarowane narty. Wczoraj późnym wieczorem wybrano dla Justyny Kowalczyk dwie z czterech par. Dziś rano zapadnie decyzja, na których pobiegnie Polka.

Panna Justyna wstanie jak zwykle o 5 rano. O 6.30 zacznie godzinny rozruch. Na miejscu zawodów pojawi się dwie godziny przed startem. Jest silna i pewna siebie, ale nie chce udzielać wywiadów. – Porozmawiamy po biegu – mówi dziennikarzom i wszyscy to rozumieją.

– Żeby wygrać, nie wystarczy dobra forma i najlepiej nawet dobrane smary. Trzeba mieć swój dzień – komentuje Łuszczek i opowiada, jak w Lahti spał do godz. 10, a później szedł na start z uśmiechem na ustach.

Pierwsza zawodniczka ruszy na trasę dziesięciokilometrowego biegu o 11.30. Jedna pętla ma 2,5 km i trzy podbiegi. Po dwóch pętlach zawodniczki wbiegną na stadion, pokażą się publiczności i znów ruszą na trasę, by przebiec kolejne 5 km.

Trener Wierietielny będzie stał przed telebimem i obserwował międzyczasy. Ma informować przez krótkofalówkę stojących na trasie pomocników o tym, jak biegnie Justyna i jej rywalki.

– Na pewno stracę sporo zdrowia, obserwując i komentując dla TVP ten bieg, ale wierzę, że koniec będzie taki sam jak w Lahti, gdy grano polski hymn – mówi Łuszczek.

Wiernym kibicem Justyny Kowalczyk jest też Adam Małysz. – Zrobię wszystko, by zobaczyć ją w akcji. Problem polega na tym, że przed południem mamy trening, ale jakoś dam sobie radę – obiecuje.

Po pierwszych skokach na średniej skoczni w Jested czterokrotny mistrz świata jest w dobrym humorze. Skoczył 93, 98 i 97 m. – W trzeciej próbie mocno wiało z boku i trochę mnie ściągnęło w lewo. Na końcu puściło, więc musiałem machnąć rękami, żeby bezpiecznie wylądować. Możliwe, że skoczyłbym dalej, ale ratowałem się przed upadkiem – mówił Małysz dziennikarzom.

O skoczni powiedział tylko, że jest trudna technicznie i nie wybacza błędów. Dziś kolejne treningi, a jutro kwalifikacje do sobotniego konkursu.

Justyna Kowalczyk wystartuje jako przedostatnia, 30 sekund przed liderką PŚ, Finką Aino-Kaisą Saarinen.

Józef Łuszczek, jedyny polski mistrz świata w biegach, mówi, że będzie medal. – Mam nadzieję, że złoty. Czekam na to 31 lat. Zdążyłem już posiwieć. Najlepszy biegacz pamiętnych mistrzostw w Lahti (1978 r.) mówi podobnie jak trener Justyny Kowalczyk Aleksander Wierietielny, że w trudnych warunkach atmosferycznych decydujące może być przygotowanie nart. – Coś o tym wiem. Kiedy w Lahti zdobyłem złoty i brązowy medal, liczono, że kolejny wywalczę na najdłuższym dystansie – 50 km. TVP kupiła transmisję z tego biegu (poprzednich nie pokazała), więc mimo męczącego kataru zdecydowałem się wystartować. To była katorga. Nie trafiliśmy ze smarowaniem, narty nie trzymały na podbiegach i nie chciały jechać na zjazdach. Mimo to byłem siódmy. To najlepszy dowód, w jak dobrej byłem wtedy formie – wspomina Łuszczek stare czasy.

Inne sporty
Czy to najlepszy sportowiec 2024 roku? Dokonał rzeczy wyjątkowych
Inne sporty
Tomasz Chamera: Za wizerunek PKOl odpowiada jego prezes
pływanie
Mistrzostwa świata w pływaniu. Rekordowa impreza reprezentacji Polski
Pływanie
Mistrzostwa świata w pływaniu. Kolejne medale i polskie rekordy w Budapeszcie
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego
Inne sporty
Kolarstwo. Zakażą stosowania tlenku węgla?
Materiał Promocyjny
„Nowy finansowy ja” w nowym roku