Olimpijska skocznia Lysgaardsbakken nie była dotychczas zbyt szczęśliwa dla Małysza.
W Norwegii, owszem, już wygrywał, ale nie w Lillehammer. Na podium też stał tu wcześniej tylko raz, trzy lata temu zajął trzecie miejsce. Jak na 15 lat startów czetrokrotnego mistrza świata i czterokrotnego zdobywcy Pucharu Świata to niewiele. Tym bardziej cieszy więc trzecie miejsce w sobotnim konkursie dowodzące ostatecznie, że nieudany start w Kuusamo był przypadkowy.
Małysz najpierw wygrał kwalifikacje przed sobotnim konkursem, a później potwierdził, że jest naprawdę w wysokiej formie. Zwyciężył najlepszy skoczek minionego sezonu Austriak Gregor Schlierenzauer przed swym rodakiem Thomasem Morgensternem, mistrzem olimpijskim z Pragelato. Oni też musieli się wcześniej kwalifikować, bo tydzień temu w Kuusamo wiatr przeszkodził im w oddaniu dalekich skoków, tak samo jak Małyszowi i innym znanym zawodnikom.
– Gdyby wiatr tak bardzo nie kręcił na skoczni, to prawdopodobnie również i w drugim konkursie widzielibyśmy Adama na podium. Znacznie krótszy skok w finałowej serii był bowiem lepszy od pierwszego, który dawał mu czwarte miejsce po pierwszej kolejce, z nieznaczną stratą do Francuza Emmanuela Chedala – przekonywał w studiu TVP Apoloniusz Tajner, prezes PZN.
Niedzielny konkurs był jednak bardzo udany dla polskich skoczków. Wystąpili w nim całą szóstką, do finałowej serii zakwalifikowało się aż czterech, a najsłabszy z tej czwórki Marcin Bachleda zajął 15. miejsce. – Czegoś podobnego nie pamiętam. To dobrze wróży na przyszłość – cieszył się Tajner.