Lek nazywa się symbicort. Jeden z jego składników, rozszerzający oskrzela formoterol, jest na liście substancji zabronionych, trzeba mieć na niego specjalne pozwolenie.
Marit opowiedziała o leku w szwedzkiej telewizji SVT. – Z tego co wiem, nie jest to najsilniejszy specyfik. Wielu sportowców ma na niego pozwolenie. Reszta to spekulacje – tłumaczyła.
To, że na półtora tygodnia przed pierwszym biegiem o medale MŚ w Oslo dała się namówić na takie zwierzenia w rozmowie akurat ze Szwedami, nie jest przypadkiem. Szwecja to jedyny kraj, w którym domniemany doping Bjoergen wywołuje jeszcze większe emocje niż w Polsce. Dyskusję na temat astmy rozpoczęła podczas igrzysk w Vancouver Justyna Kowalczyk, ale to dziennikarze szwedzkiego „Expressen” jako jedyni zapytali Norweżkę wprost. – Da się tak biegać bez dopingu? – dociekali po serii zwycięstw na początku tego sezonu. – Jestem czysta, ale rozumiem podejrzenia – odpowiadała wtedy Bjoergen. – Norwegowie są tacy sami. Też wszyscy u nas mówią, że ten Rosjanin musi się szprycować (niespodziewanym liderem PŚ był wtedy Aleksander Legkow).
Bjoergen leczy astmę od dawna, ale pozwolenie na symbicort ma od lata 2009 roku. Wtedy, przed sezonem olimpijskim, w którym zaczęła się jej wielka seria zwycięstw, zdiagnozowano u niej pogłębienie choroby.
Marit nigdy nie ukrywała, że bez silniejszego specyfiku nie udałoby się jej wrócić do sukcesów po dwóch latach kryzysu. – Moja wydolność bez leku spadała o 20 procent – mówi Bjoergen. – Nie sądzę, żebym bez niego była najlepsza na świecie.