Korespondencja z Oslo
To jedyne konkurencje, na które bilety zniknęły z kas, gdy tylko ruszyła sprzedaż. Jeśli nie będzie norweskiego złota, przynajmniej w sztafecie kobiet (początek o 14, TVP Sport, Eurosport), to na nic te mistrzostwa. Nie po to Oslo się starało, żeby teraz patrzeć, jak wygrywają Szwedki albo Finki.
Na porażkę w piątkowych biegach mężczyzn (od 12.45, TVP Sport i Eurosport) Norwegowie niby są przygotowani, od roku nie wygrali ważnego wyścigu sztafet, przegrali igrzyska w Vancouver. Ale nie przełkną tego łatwo. Stawką jest honor ojczyzny biegów, pomóc ma czerwono-niebieska nawałnica na trybunach. Na razie w konkurencjach męskich gospodarze są z największymi rywalami na remis, po jednym złocie zdobyli w Oslo Norweg, Szwed i Fin.
Wczoraj w drużynowym sprincie Norwegowie przegrali złoto z Kanadą (Polacy zajęli dziewiąte miejsce), a Norweżki były trzecie za Szwecją i Finlandią. Ale sprint w porównaniu ze sztafetami się nie liczy. To nie przypadek, że Marit Bjoergen zrezygnowała akurat z tej konkurencji.
Sztafety to jedyny bieg MŚ, w którym Marit i Justyna Kowalczyk startują, ale ich walka nie jest w centrum uwagi. Justyna pobiegnie na drugiej zmianie stylem klasycznym, po Ewelinie Marcisz, przed Pauliną Maciuszek i Agnieszką Szymańczak. Bjoergen startuje na ostatniej, krokiem łyżwowym. – Realne jest ósme miejsce. O szóste tym razem będzie bardzo trudno – zapowiadała Kowalczyk przed startem. Szóste miejsce było na igrzyskach, ale wykreślono je potem z tabel, gdy na stosowaniu EPO złapano Kornelię Marek.