Skończył się sezon, w którym były one dwie, i długo nic.
Emocji było w ostatnim etapie niewiele, dużo więcej radości, że to już koniec. Pracowały przez poprzednie dni w Falun na to, żeby w niedzielę pozwolić sobie na spokojną paradę i uśmiechy. Marit Bjoergen wygrała z dużą przewagą i za metą przejechała kilka metrów na jednej narcie.
Justyna Kowalczyk od soboty wiedziała, że ani nie dogoni pierwszego miejsca, ani nie straci drugiego, i na stadion wjeżdżała z szerokim uśmiechem, a potem zwolniła, żeby pomachać kibicom z polskimi flagami.
Dla Petry Majdić meta była końcem kariery, za finiszem czekał na Słowenkę kuchenny fartuch z przypiętymi sztućcami z drewna – to od przyjaciół, bo FIS miała dla niej Kryształową Kulę za sprint. Majdić kazała sobie przed biegiem napisać na kombinezonie: Goodbye, I love You i z takim hasłem na pupie przebiegła finałowe 10 km. A Justyna była jedyną zawodniczką z czołówki, która na to odpowiedziała: kaligrafując sobie na białej opasce: Goodbye Petra.
Rekordy i niedosyt
Coś się w biegach kończy. Rok temu żegnała się w Falun Virpi Kuitunen, teraz Majdić i Arianna Follis, o zakończeniu kariery myśli też Kristin Stoermer Steira. Justyna napisem na opasce żegnała sojuszniczkę. To pod ramię z Majdić walczyły przez ostatnie lata ze Skandynawią, we dwie zebrały wszystkie Kryształowe Kule w trzech ostatnich sezonach. Od Petry Justyna przejmowała dwa lata temu w Falun pierwszą w karierze koszulkę liderki PŚ. A potem potrafiła ją obronić przez dwa następne sezony.