Korespondencja z Krakowa
Nie ma już kul, nie ma stabilizatora. Został tylko plaster. Ostatni znak, że prawe kolano jest świeżo po remoncie i nie można na razie przesadnie szaleć.
– Jak to po remoncie, ciągle farbami śmierdzi. No i dobre farby muszą długo schnąć. Ale nie narzekam. Wyprzedzam plan, bo kule jeszcze powinnam mieć. A odstawiłam je, już nawet nie utykam – mówi Justyna Kowalczyk. Od zabiegu minęło sześć tygodni. A do pierwszego wiosennego zgrupowania na lodowcu w Austrii został tylko tydzień.
– Szybko poszło. Nawet nie miałam czasu na myślenie o treningach. Najpierw zabieg, a właściwie zabiegi, bo przy okazji miałam też mały remont barku, potem rehabilitacja, badania, święta w domu, pobyt w sanatorium w Druskiennikach. I przyszła wiosna, a z nią koniec zabawy. Teraz do pracy. Jeszcze nie mogę trenować, jeszcze sobie odpuszczam, bez przerwy mam masaże i rozciągania, ale wkrótce już będzie dobrze – mówi Justyna.
Leń się zagnieździł
Przygotowania do sezonu zacznie wcześniej niż zwykle. Żeby nadrobić zaległości, bo na razie nadrobiła tylko te w pracy doktorskiej. – Zwykle Justyna biegała do kwietnia, startowała na Kamczatce. Teraz miała taką przerwę, że od zwykłego chodzenia dostaje zakwasów i plecy bolą – mówi trener Aleksander Wierietielny. Już 2 maja wyjeżdżają razem na Dachstein, na treningi na nartach, bo one najmniej obciążają kolana. – Rok temu zaczynałam 18 maja. Jeszcze za nartami nie zatęskniłam, ale za wysiłkiem – tak. I ciekawość mnie rozpiera, bo sześć tygodni bez treningu to dla mnie coś nowego i nie wiem, jak ciało zareaguje. Leń się zagnieździł – mówi Justyna.