Życie stało się prostsze

Za trzy tygodnie pierwsze biegi narciarskie. U Justyny Kowalczyk zmian niewiele. Za to w kadrze – rewolucja

Publikacja: 29.10.2012 22:30

Dla Justyny Kowalczyk najważniejsze w tym sezone są mistrzostwa świata w Val di Fiemme (20 lutego –

Dla Justyny Kowalczyk najważniejsze w tym sezone są mistrzostwa świata w Val di Fiemme (20 lutego – 3 marca)

Foto: Fotorzepa, Pio Piotr Guzik

Korespondencja z Krakowa

Nadeszło nowe. W czarnym futrzanym szalu, bocznym wejściem, żeby nie kraść innym przedstawienia. Ale jak zwykle się nie udało: zbyt wiele Petra Majdić w ostatnich latach razem z Justyną Kowalczyk przeżyła, żeby mogła w Polsce przemknąć niezauważona.

Coś na ten temat wie jeszcze z czasów, gdy prywatnie przyjeżdżała do Zakopanego. A teraz jest w Polsce dużo częściej. Jej były trener, a prywatnie towarzysz życia, Słowak Ivan Hudac, przejął po ostatnim sezonie kadrę kobiet i mężczyzn. To on opowiadał wczoraj w Krakowie zza stołu konferencyjnego o budowie mocnej sztafety na igrzyska w Soczi (wcześniej przy tym samym stole PZN przedłużył umowę sponsorską z Lotosem), a Petra z tyłu sali broniła się przed prośbami o wywiady.

Pani szofer

Słowenka ma pod dostatkiem swoich zajęć: prowadzi firmę handlującą sprzętem sportowym i szkolenia dla menedżerów, podróżuje po świecie i jak mówi, nie żałuje ani jednego dnia po zakończeniu kariery. Ale od czasu do czasu pomaga też Ivanowi przy pracy z kadrą.

– Bywa na naszych treningach, przygląda się, wspiera nas, pracuje nad naszą siłą psychiczną – mówi Sylwia Jaśkowiec. Akurat wczoraj w Krakowie Petra pracowała jako szofer. – Ivan musi od razu z Krakowa pojechać na lotnisko w Wiedniu. Przywiozłam go i odwiozę. Dałam się namówić, bo myślałam, że poszaleję po sklepach, ale czarno to widzę – mówi „Rz". Była z kadrą na zakończonym niedawno zgrupowaniu na Dachsteinie, ma przyjechać na Puchar Świata do Kuusamo, na przełomie listopada i grudnia.

Kiedyś była nie tylko główną rywalką Justyny, ale też jedną z jej niewielu przyjaciółek w czołówce PŚ. Szły podobną drogą. – Ja też od koleżanek ze słoweńskiej kadry słyszałam, że trenuję za ciężko, że nie wytrzymują i musiałam założyć swój własny zespół – opowiada.

Hudac, który ją prowadził do wszystkich sukcesów, m.in. medalu igrzysk w Vancouver, Kryształowej Kuli za sprinty, po latach trenowania gwiazdy znalazł w Polsce zupełnie inne wyzwanie: zająć się właśnie grupą tych, dla których tempo narzucone przez gwiazdę było za mocne, którzy czasami mają swoje żale i pretensje o bycie w cieniu.

Dla polskiej kadry za plecami Justyny ostatni sezon był fatalny, atmosfera w drużynie stała się już nie do wytrzymania, trener Wiesław Cempa przestał się rozumieć z zawodniczkami. Zatrudnienie Hudaca to ucieczka do przodu, ale też powtórzenie tego, co się kiedyś stało w skokach narciarskich, gdy tymi, którzy nie nadążali za Adamem Małyszem, zajęli się Stefan Horngacher i Heinz Kuttin. I wszystkim to wyszło na dobre.

Sztuka bycia razem

– Zaczynam od nowa, z nowymi asystentami, serwismenami, układamy to wszystko inaczej – mówi Hudac. Po polsku, przepraszając za błędy, ale chce się jak najszybciej nauczyć języka. – Dziewczyny mają możliwości, ale i psychicznie, i fizycznie jest jeszcze sporo do zrobienia. Celem jest Soczi i wtedy z pomocą Justyny będziemy chcieli pokazać siłę w sztafecie – zapowiada.

Kornelia Marek wraca do startów w Pucharze Świata

Zmienił i metody treningowe, i obciążenia. – Zaczął z grubej rury, musiałyśmy się przyzwyczaić do nowych obciążeń, posypały się kontuzje. Ale tak musi być, trzeba zapłacić cenę za przejście na wyższy poziom – mówi Kornelia Kubińska, czyli do niedawna Kornelia Marek, która wraca do startów w Pucharze Świata po dyskwalifikacji za doping i niedługo po ślubie.

– Wróciłam z niebytu. Czuję się lekko, przez dwa lata zapomniałam, jakie to uczucie. Zapominamy o tym, co było: ja o dyskwalifikacji, my wszystkie – o dawnych nieporozumieniach, podziałach. Dałyśmy sobie nową szansę, a trener Hudac zaczął pracę właśnie od tego, by z tego, co było podzielone, znowu zrobić całość – mówi Kornelia.

– Trener nauczył nas bycia razem – dodaje Paulina Maciuszek. – On jest w tym dobry. Niezłą szkołę ode mnie dostał, czego miałby się jeszcze obawiać? Jak przychodził do Słowenii, to był jeden chłopak w kadrze, z którym się szczerze nienawidziliśmy i nie byliśmy w stanie razem trenować. A po pół roku już zasuwaliśmy razem bez słowa. Gdy zakończyłam karierę, Ivan jeszcze rok przepracował w Słowenii. Dostawał dużo propozycji, Polacy byli najbardziej przekonujący i miał tu ze Słowacji najbliżej – mówi Majdić.

Sezon zaczyna się 24 listopada w szwedzkim Gaellivare. Dla kadry sukcesem będzie każdy zdobyty punkt PŚ, w ostatnim sezonie udało się je wywalczyć dopiero w lutym w Szklarskiej Porębie. Justyna Kowalczyk cel ma zawsze ten sam, nawet jeśli rzadko mówi o nim głośno: wygrać wszystko, co się da.

Najgorsze ma za sobą: kwietniowy zabieg kolana, rozterki na początku lata, gdy jak mówi, głowa zastrajkowała, i znienawidzone październikowe zgrupowanie na lodowcu. 3 listopada wyruszają z trenerem Aleksandrem Wierietielnym do Finlandii, w Muonio będą ćwiczyć na śniegu aż do inauguracji PŚ.

Mistrzostwa, Kula, Tour

– Czy przygotowania były dobre, to się okaże w marcu, wyniki powiedzą. Najważniejsze są mistrzostwa świata w Val di Fiemme, będę tam miała sporo roboty, bo plan jest ambitny. Ale chcę też startować jak najczęściej w Pucharze Świata. Końcowe miejsce w nim jest dla mnie bardzo ważne. A żeby było dobre, to trzeba dobrze pobiec w Tour de Ski. Kryształową Kulę i TdS stawiam na równi – mówi Justyna.

Tytułu w Tourze broni, Kula należy teraz do Marit Bjoergen, która zapowiedziała, że walkę o nią w tym sezonie odpuści. – Czy w to wierzę? Ja nie jestem od wierzenia, tylko od biegania – śmieje się Kowalczyk. Powrót do starego rytmu po zabiegu kolana dużo ją kosztował, ale bez operacji dalej nie dałoby się już wytrzymać. – Życie stało się prostsze. Mogę znów usiąść po turecku, co mi się od dwóch lat nie udawało. Nie muszę już zakładać dwóch opasek na kolano, żeby potruchtać – mówi Justyna.

Przed inauguracją sezonu ani ona ani trener nie mają wielkich oczekiwań. Sparzyli się rok temu, gdy wydawało im się, że jest świetnie i wreszcie uda się zająć w zawodach otwarcia lepsze miejsce niż siódme. A na oblodzonej trasie w Sjusjoen skończyło się dziesiątym miejscem.

– Trasa w Gaellivare też Justynie nie leży, bo jest dużo zjazdów i zakrętów – mówi trener Wierietielny. – Na nic się nie nastawiam. Jak się przez 15 lat nic wielkiego nie zrobiło na pierwszym Pucharze Świata, to nie ma co się spodziewać gwiazdki z nieba. Zresztą, jakby spadła, to może właśnie powinnam się niepokoić, że ten rytm, który mi dał tyle sukcesów, został zaburzony – mówi Justyna. – Na początku sezonu dziewczyny szaleją i potem różnie z nimi bywa. Ja wolę zacząć spokojniej i dobiec tam, gdzie chcę.

Korespondencja z Krakowa

Nadeszło nowe. W czarnym futrzanym szalu, bocznym wejściem, żeby nie kraść innym przedstawienia. Ale jak zwykle się nie udało: zbyt wiele Petra Majdić w ostatnich latach razem z Justyną Kowalczyk przeżyła, żeby mogła w Polsce przemknąć niezauważona.

Pozostało jeszcze 96% artykułu
Inne sporty
Gwiazdy szachów zagrają w Warszawie. Jan-Krzysztof Duda wierzy w sukces
kolarstwo
Paryż - Roubaix. Upadek Tadeja Pogacara. Mathieu Van Der Poel zwycięża
szachy
Jan-Krzysztof Duda znów zagra w Polsce. Celuje w zwycięstwo
Inne sporty
Polacy szykują się do sezonu. Wrócą na olimpijski tor
Inne sporty
Gwiazdy szachów znów w Warszawie. Zagrają Jan-Krzysztof Duda i Alireza Firouzja