Hokeiści z NHL grali w turnieju olimpijskim od niedawna. Po raz pierwszy można ich było zobaczyć w Nagano, w 1998 roku, jeszcze za czasów Wayne'a Gretzky'ego, ale nie wiadomo, czy zagrają po raz kolejny.
Organizatorzy naciskają, ale druga strona nie chce się zgodzić. Dla NHL to okazja, żeby trochę utrzeć nosa Rosjanom, którzy rozwijają swoją Kontynentalną Ligę Hokejową i rzucają NHL wyzwanie. Ostatnio głośno było o oskarżeniach obu stron, że nie respektują umów i podbierają sobie zawodników.
Ale jest też drugi powód i NHL trzeba zrozumieć, dla ligi igrzyska to przerwanie rozgrywek na dwa tygodnie i wysłanie najlepszych graczy w daleki świat. Nie wiadomo, w jakim stanie wrócą, nie wiadomo, czy będą w stanie się skupić na dalszej walce, a sezon trzeba będzie jeszcze dokończyć.
Dlatego negocjacje się toczą, ale idą jak po grudzie. W czwartek i piątek odbyła się kolejna kolejna runda rozmów, jeszcze nie ostatniej szansy, ale im szybciej będzie decyzja, tym lepiej.
Amerykanie i Kanadyjczycy mogą się zgodzić, ale nie za darmo. NHL chciałaby w zamian za wysłanie zawodników specjalne prawa telewizyjne, prawo do wykorzystania zdjęć z turnieju i możliwość wchodzenia przez generalnych menedżerów klubów z ligi do szatni reprezentacji. W końcu kontrola to podstawa zaufania. Rosjanie dla świętego spokoju może by się i na to zgodzili, ale takie decyzje może podjąć tylko Międzynarodowy Komitet Olimpijski, właściciel praw telewizyjnych.