Korespondencja z Val di Fiemme
Zmieniła się pogoda, zmieniły nastroje. Na dwa dni przed biegiem na 30 km Justyna pokazała, dlaczego nazywają ją najlepszą na świecie w stylu klasycznym.
Była w tym biegu na drugiej zmianie sztafety moc, ale i lekkość, której dotychczas brakowało. Nawet w sprincie, gdy Justyna wygrywała ćwierćfinał i półfinał, nie bawiła się z rywalkami tak jak wczoraj. A w biegu łączonym biegła jak na zaciągniętym hamulcu.
– Forma jest taka, jaka była kilka dni temu i będzie za kilka dni, ale wreszcie trafiliśmy, sprzęt był znakomity – mówiła Justyna. W Val di Fiemme mocno się ociepliło, było tak jak podczas ostatniego Tour de Ski. Serwismeni zamienili twarde smary na miękkie, Estończycy przygotowujący narty Justynie lubią takie warunki, ona też.
– To nie to co zero stopni i śnieg, jak w poprzednich dniach. Wtedy jest loteria, a gdy jest pogoda na klistry, czyli miękkie smary, to raczej wszyscy przygotowują dobrze. I wtedy wygrywa najmocniejsza – mówił trener Aleksander Wierietielny. Serwismen Peep Koidu, milczek, który zawsze towarzyszy Justynie na starcie, uśmiechał się lekko, patrząc na bieg, co u niego oznacza już stany euforyczne.