Brąz dla dojrzałych

To się nie udało nawet w czasach Małysza: Polska ma pierwszy medal w konkursie drużynowym. Po bałaganie pod skocznią

Publikacja: 04.03.2013 00:17

Kamil Stoch i Maciej Kot – polska radość w Predazzo

Kamil Stoch i Maciej Kot – polska radość w Predazzo

Foto: Fotorzepa, Piotr Nowak PN Piotr Nowak

Przywódcą jest Kamil Stoch. Może mówić, że nie czuje się liderem, ale gdy nie mogą dojść do porozumienia, do niego należy decydujący głos. Choć akurat wtedy, gdy Łukasz Kruczek po nieudanym konkursie w Kuusamo na początku sezonu proponował, że poda się do dymisji, to Maciej Kot przerwał ciszę i powiedział, że nie ma o czym rozmawiać, bo to oni winę biorą na siebie.

Dawid Kubacki jest od najlepszych pomysłów: lata szybowcami i namówił do tego Stocha, zajmuje się modelarstwem. To on podpowiada, jak ulepszyć sprzęt, i przy hotelu w Predazzo urządził dla całej grupy tor do wyścigów zdalnie sterowanych samochodów. Chodzi swoimi drogami, wybrał kiedyś zwykłe liceum, bo się bał, że w sportowym będzie zbyt niski poziom. Od czego jest Piotr Żyła, wiemy chyba wszyscy: wystarczy, że się odezwie i rozładowuje napięcie.

Właśnie oni zdobyli dla Polski brąz w drużynowym konkursie, co jest sukcesem równie wielkim jak złoto Stocha. I podkreślał to sam Kamil. Mówił, że dopiero teraz naprawdę cieszy się z mistrzostwa świata.

Zdobyli ten medal w jednym z najdziwniejszych konkursów. Zachowali zimną głowę, gdy wokół było szaleństwo. Słoweńcy, w tym sezonie najlepsi w drużynówkach, przepadli z kretesem. Wygrali Austriacy, którzy wprawdzie zdobywają seryjnie zespołowe złota, ale tej zimy jeszcze nie mieli zwycięstwa w PŚ. A wygrali m.in. dzięki temu, że Thomas Morgenstern zacisnął zęby i skakał mimo kontuzji, a gdy Manuelowi Fettnerowi w serii finałowej narta odpięła się przy lądowaniu, młody Austriak potrafił dojechać bez wywrotki na jednej narcie aż za granicę, za którą już nie odejmuje się punktów. Trener Alexander Pointner zdjął przed nim czapkę i pokłonił się z wieży trenerskiej.

Gdy Austriacy świętowali złoto na podium, mieli już ułożoną piosenkę o „Fettim, który skacze na jednej narcie". A o Morgensternie piosenki mogliby śpiewać Polacy. To on pierwszy zauważył pomyłkę sędziów, dzięki której Norwegowie niezasłużenie zdobyli medal kosztem Polaków. Andersowi Bardalowi dodano punkty za to, że jechał z krótszego rozbiegu, choć belki nie obniżał. – Zgłosiłem to naszemu sztabowi – mówił Morgenstern. Ci, którzy czuwali nad dodawaniem punktów, nie zauważyli niczego. I gdy Austriacy, Niemcy i Norwegowie świętowali już medale, a Polacy próbowali zrozumieć, dlaczego po świetnych skokach brąz uciekł im o pół metra, jury poprosiło o czas, a pod skocznią zaczęło się wróżenie z min.

Na podium wezwano tylko Austriaków. Grano im hymn, ekran na stadionie ciągle wyświetlał, że srebro mają Norwegowie, a brąz Niemcy, ale oba stopnie były puste. Kibice czekali zdezorientowani. – Chyba mamy medal – rzucił przechodzący obok nas Grzegorz Sobczyk, asystent Łukasza Kruczka. Trener Norwegów Alexander Stoeckl ruszył biegiem w górę skoczni, ze wściekłą miną. Kruczek w przeciwną stronę, uśmiechnięty, choć jeszcze bał się świętować, bo sędziowie sprawdzali zapis wideo.

Po chwili wszystko było jasne: Austriak pogratulował medalu, wyjaśnił, co się stało. Bardal dostał w pierwszej serii dodatkowe punkty za obniżenie belki o dwie bramki, choć nie miał krótszego rozbiegu – ktoś zapomniał anulować zapis po poprzednim skoczku. Polacy nie składali protestu, przypilnowali tego Austriacy i Niemcy. Gdy punkty odjęto, Norwegowie spadli z drugiego miejsca na czwarte.

– Przecież wam mówiłem, że będzie medal! – krzyczał Adam Małysz.  Opowiadał o pokerze w drugiej serii, gdy polski sztab wahał się, o ile belek obniżyć rozbieg Stochowi, znów najlepszemu na dużej skoczni. – Ja byłem za dwiema belkami, inni też. I nagle zaczęło wiać z tyłu. Ale były nerwy – mówił Małysz. – Szliśmy na całość – tłumaczył Kruczek. Stoch skoczył znakomicie, ale gratulujących odsyłał do kolegów z drużyny. I do Morgensterna. Austriak na pytanie „Rz", czy chce coś od Polski w zamian za pomoc, odpowiedział: – Może paszport? Stanęło jednak na czymś mocniejszym. A może i całej skrzynce.

Przywódcą jest Kamil Stoch. Może mówić, że nie czuje się liderem, ale gdy nie mogą dojść do porozumienia, do niego należy decydujący głos. Choć akurat wtedy, gdy Łukasz Kruczek po nieudanym konkursie w Kuusamo na początku sezonu proponował, że poda się do dymisji, to Maciej Kot przerwał ciszę i powiedział, że nie ma o czym rozmawiać, bo to oni winę biorą na siebie.

Dawid Kubacki jest od najlepszych pomysłów: lata szybowcami i namówił do tego Stocha, zajmuje się modelarstwem. To on podpowiada, jak ulepszyć sprzęt, i przy hotelu w Predazzo urządził dla całej grupy tor do wyścigów zdalnie sterowanych samochodów. Chodzi swoimi drogami, wybrał kiedyś zwykłe liceum, bo się bał, że w sportowym będzie zbyt niski poziom. Od czego jest Piotr Żyła, wiemy chyba wszyscy: wystarczy, że się odezwie i rozładowuje napięcie.

Inne sporty
Natalia Sidorowicz odniosła życiowy sukces. Czy pójdzie za ciosem?
Inne sporty
Sergij Bezuglij i Mariusz Szałkowski poprowadzą reprezentację
szermierka
Sankcje działają. Aliszer Usmanow nagle rezygnuje
kajakarstwo
Polskie kajakarki mają nowego trenera. Zbigniew Kowalczuk zastąpi Tomasza Kryka
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Inne sporty
Święto polskiej gimnastyki. Rekordowy trening w Gdańsku
Materiał Promocyjny
Transformacja w miastach wymaga współpracy samorządu z biznesem i nauką