Przywódcą jest Kamil Stoch. Może mówić, że nie czuje się liderem, ale gdy nie mogą dojść do porozumienia, do niego należy decydujący głos. Choć akurat wtedy, gdy Łukasz Kruczek po nieudanym konkursie w Kuusamo na początku sezonu proponował, że poda się do dymisji, to Maciej Kot przerwał ciszę i powiedział, że nie ma o czym rozmawiać, bo to oni winę biorą na siebie.
Dawid Kubacki jest od najlepszych pomysłów: lata szybowcami i namówił do tego Stocha, zajmuje się modelarstwem. To on podpowiada, jak ulepszyć sprzęt, i przy hotelu w Predazzo urządził dla całej grupy tor do wyścigów zdalnie sterowanych samochodów. Chodzi swoimi drogami, wybrał kiedyś zwykłe liceum, bo się bał, że w sportowym będzie zbyt niski poziom. Od czego jest Piotr Żyła, wiemy chyba wszyscy: wystarczy, że się odezwie i rozładowuje napięcie.
Właśnie oni zdobyli dla Polski brąz w drużynowym konkursie, co jest sukcesem równie wielkim jak złoto Stocha. I podkreślał to sam Kamil. Mówił, że dopiero teraz naprawdę cieszy się z mistrzostwa świata.
Zdobyli ten medal w jednym z najdziwniejszych konkursów. Zachowali zimną głowę, gdy wokół było szaleństwo. Słoweńcy, w tym sezonie najlepsi w drużynówkach, przepadli z kretesem. Wygrali Austriacy, którzy wprawdzie zdobywają seryjnie zespołowe złota, ale tej zimy jeszcze nie mieli zwycięstwa w PŚ. A wygrali m.in. dzięki temu, że Thomas Morgenstern zacisnął zęby i skakał mimo kontuzji, a gdy Manuelowi Fettnerowi w serii finałowej narta odpięła się przy lądowaniu, młody Austriak potrafił dojechać bez wywrotki na jednej narcie aż za granicę, za którą już nie odejmuje się punktów. Trener Alexander Pointner zdjął przed nim czapkę i pokłonił się z wieży trenerskiej.
Gdy Austriacy świętowali złoto na podium, mieli już ułożoną piosenkę o „Fettim, który skacze na jednej narcie". A o Morgensternie piosenki mogliby śpiewać Polacy. To on pierwszy zauważył pomyłkę sędziów, dzięki której Norwegowie niezasłużenie zdobyli medal kosztem Polaków. Andersowi Bardalowi dodano punkty za to, że jechał z krótszego rozbiegu, choć belki nie obniżał. – Zgłosiłem to naszemu sztabowi – mówił Morgenstern. Ci, którzy czuwali nad dodawaniem punktów, nie zauważyli niczego. I gdy Austriacy, Niemcy i Norwegowie świętowali już medale, a Polacy próbowali zrozumieć, dlaczego po świetnych skokach brąz uciekł im o pół metra, jury poprosiło o czas, a pod skocznią zaczęło się wróżenie z min.