Sam „Koguci Grzebień” wyglądem nie poraża. Wysokość góry to ledwie 1712 m n.p.m. Zamiast groźnie postrzępionych szczytów mamy dość łagodny, porośnięty świerkowym lasem płaskowyż. Ale słynna trasa Streif z łagodnością nie ma nic wspólnego. Już rzut oka z bramki startowej wystarczy, aby najlepszym alpejczykom puls wzrastał do poziomu zarezerwowanego dla igrzysk olimpijskich czy mistrzostw świata.
Tuż po pionowym starcie w niecałe 3,5 sekundy zawodnicy rozpędzają się do 100 km/h, po czym wykonują kilkudziesięciometrowy skok ze ściany o nachyleniu przekraczającym 80 procent. „Pułapka na myszy”, jak nazywa ten fragment trasy alpejski świat, robi wrażenie, ale główne zadanie czeka zaraz po wylądowaniu. Skręcić w tym miejscu o 180 stopni potrafią tylko najlepsi. Najmniejszy błąd i... już można szykować się na start w kolejnym sezonie.
Później mamy jeszcze słynący z największego oblodzenia Steilhang i Hausberg, na którym nachylenie dochodzi do 70 procent. Dla zawodników zmęczonych 90 sekundami jazdy pokonanie takiej stromizny graniczy z cudem. A przecież jest jeszcze ostatni skok, tuż przed metą, przy prędkości nawet 140 km/h... I wreszcie finisz – sukces, bez względu na zajęte miejsce.