Zima rzadko bywała nasza – przed Małyszem i Kowalczyk

Polacy startowali ?we wszystkich zimowych igrzyskach olimpijskich od Chamonix do Soczi. Są na nich obecni od 90 lat.

Publikacja: 07.02.2014 12:30

W styczniu 1924 roku w Chamonix zorganizowano Tydzień Sportów Zimowych, który dopiero w następnym roku uznano za I Zimowe Igrzyska Olimpijskie. Polskę reprezentowało siedmiu narciarzy, jedna narciarka i łyżwiarz. I właśnie on, 21-letni Leon Jucewicz, zajął w wieloboju ósme miejsce, najlepsze ze wszystkich startujących. Urodził się na Łotwie. Kiedy odrodziła się Polska, przyjechał z rodzicami do Warszawy i został zawodnikiem AZS Warszawa. Był wszechstronnym sportowcem. Zimą jeździł na łyżwach i grał w hokeja, a latem uprawiał lekką atletykę.

W leksykonie „Polscy olimpijczycy XX wieku" Bogdan Tuszyński przypomina, cytując prasę, w jakich okolicznościach Jucewicz wystartował. „Tylko przypadkowy zbieg okoliczności pozwolił naszemu reprezentantowi p. Jucewiczowi stanąć na starcie, pociąg bowiem spóźnił się o 15 minut i przybył do Chamonix na kwadrans przed rozpoczęciem biegów. Na dworcu jednak oczekiwał Jucewicza p. Smogorzewski (korespondent „Gazety Warszawskiej", podczas uroczystego otwarcia zawodów niósł polski sztandar), który (...) skierował Jucewicza prosto na start. Do biegu zostało zaledwie 10 minut, w ciągu których trudno było już nawet zaznajomić się z torem. Jucewicz wprost z szatni stanął do biegu na 500 metrów, witany głośnym, kilkakrotnym okrzykiem „Polska czołem" przez grupę Czechów siedzących w loży oraz okrzykami publiczności francuskiej „Vive la Pologne". Zmęczony podróżą zajął ostatecznie ósme miejsce w wieloboju, wyprzedzając 19 groźnych partnerów. Wszystkie jego wyniki, osiągnięte w Chamonix, były rekordami Polski.

Cztery lata później Leon Jucewicz został zaproszony na zawody do USA. Statek, którym płynął, zawinął do portu w Brazylii. Polak zszedł na ląd i już tam pozostał. W São Paulo założył klub sportowy Polonia i polską gazetę. Prowadził też szkołę tenisową. Zmarł w roku 1983, w wieku 82 lat, potrącony przez motocykl. Spoczywa na cmentarzu w Porto Alegre.

Polska nigdy nie była potęgą w sportach zimowych, więc kiedy zbliżały się igrzyska, bliska nam stawała się jedna z pierwszych zasad romantycznego olimpizmu, zgodnie z którą udział w zawodach jest ważniejszy od zwycięstwa. Ale zdarzało się, że nasze nadzieje bywały większe i uzasadnione.

Dymsza z Kanady

W roku 1931 Polska była gospodarzem mistrzostw świata w hokeju. Na lodowisku w Krynicy Polacy zajęli czwarte miejsce, przed m.in. Szwecją i Czechosłowacją. Lepsi byli tylko Kanadyjczycy, Amerykanie i Austriacy. Trzy lata wcześniej (1928) polscy hokeiści pierwszy raz wystąpili na igrzyskach. W Sankt Moritz przegrali dwa mecze, właśnie ze Szwecją oraz Czechosłowacją, i odpadli z turnieju. Na igrzyskach w Lake Placid (1932) zajęli czwarte miejsce (za Kanadą, USA i Niemcami), co było sukcesem tylko na pierwszy rzut oka.

W rzeczywistości nie było się czym chwalić. Ze względu na konsekwencje kryzysu gospodarczego na amerykańskie igrzyska poleciały tylko dwie reprezentacje z Europy. W sumie w zawodach brały udział cztery drużyny, a czwarte miejsce Polski to efekt porażek we wszystkich trzech meczach (bilans bramek 3:34).

Hokej w Polsce był jednak dość silny i bardzo modny. Kapitanem związkowym był Kanadyjczyk Harold Farlow, a najlepszym graczem Tadeusz „Ralf" Adamowski, Amerykanin polskiego pochodzenia, który przyjechał do Polski jako makler giełdowy.

Gra w hokeja i oglądanie meczów należało do dobrego tonu. Nieprzypadkowo hokejowy wątek znalazł się w filmowej komedii „Sportowiec mimo woli", w której Adolf Dymsza udaje kanadyjskiego hokeistę. A kiedy w podróż poślubną do hotelu Jana Kiepury „Patria" przyjechała następczyni tronu holenderskiego, księżniczka Juliana z księciem Bernhardem, na dworcu w Krynicy wśród witających delegacji znaleźli się też hokeiści KTH.

W Krynicy działały już wtedy (1937) dwa kluby hokejowe, w Katowicach w roku 1930 otwarto lodowisko Torkat. Wielka Krokiew, czyli najsłynniejsza polska skocznia narciarska w Zakopanem, istnieje od roku 1925. W Worochcie była jeszcze starsza. Skocznie istniały też m.in. w Krynicy, Wiśle, na stołecznej Agrykoli, a nawet w Brzuchowicach pod Lwowem.

FIS w Zakopanem

W latach 1929 i 1939 Zakopane zorganizowało mistrzostwa świata w narciarstwie klasycznym, zwane popularnie FIS, od nazwy międzynarodowej federacji narciarskiej. Trzeci raz Zakopane stało się gospodarzem takiej samej imprezy w roku 1962 i to te mistrzostwa natchnęły Wojciecha Fortunę do założenia nart.

Przed wojną mieliśmy też światowej klasy skoczka. Stanisław Marusarz zajął piąte miejsce w konkursie skoków na dużej skoczni podczas igrzysk w Garmisch-Partenkirchen (1936). To było najlepsze miejsce, jakie w przedwojennych olimpiadach wywalczył polski narciarz (na tym samym miejscu Bronisław Czech ukończył zawody w kombinacji norweskiej w Lake Placid). Dwa lata później, w Lahti, Marusarz został wicemistrzem świata. Czytelnicy „Przeglądu Sportowego" wybrali go Sportowcem Roku 1938. Pierwszy raz tę nagrodę zdobył przedstawiciel sportów zimowych. Drugim był mistrz świata w biegu na 15 km (też w Lahti) Józef Łuszczek, w roku 1978.

Marusarz przeszedł do legendy polskiego sportu nie tylko jako uczestnik dwóch przedwojennych i dwóch powojennych igrzysk w skokach, biegach i kombinacji klasycznej. Podczas okupacji był żołnierzem AK, kurierem przerzucającym ludzi na Węgry. Schwytany przez Niemców i skazany na karę śmierci uciekł z krakowskiego więzienia przy Montelupich, skacząc z okna na pierwszym piętrze. Po wojnie nie mogła się bez niego odbyć żadna impreza narciarska w Zakopanem. Skocznię na Wielkiej Krokwi nazwano jego imieniem. Sukcesów Adama Małysza nie doczekał. Zmarł na serce podczas przemówienia nad grobem swojego przyjaciela na cmentarzu na Pęksowym Brzysku i tam, wśród innych zasłużonych dla Zakopanego i polskich Tatr, został pochowany.

1956 – pierwszy medal

Na igrzyska do Cortina d'Ampezzo (1956) pierwszy raz przyjechali sportowcy ze Związku Radzieckiego i od tej pory nic już nie było takie samo. Przede wszystkim w hokeju. Mecze z ZSRR stawały się powodem do naszych wyjątkowych frustracji. Polacy wzięli po wojnie udział w dziesięciu turniejach olimpijskich, zajmując za każdym razem końcowe miejsca. Dwaj wspaniali hokeiści: Jerzy Potz (ŁKS) i Henryk Gruth (GKS Katowice, GKS Tychy) startowali w aż czterech olimpiadach.

Najlepszy polski gracz, Mariusz Czerkawski, miał pecha. Był tylko na jednej, w Albertville (1992). Miał zaledwie 20 lat, grał w sztokholmskim klubie Djurgardens i wierzył, że lodowiska całego świata stoją przed nim otworem. Nie mylił się, ale nie wiedział, że te igrzyska będą ostatnimi z udziałem polskich hokeistów.

W innych konkurencjach też raczej nie mieliśmy złudzeń. Najlepsi polscy biegacze – Józef Rysula czy Stefania Biegunówna – byli królami własnego podwórka. Na igrzyskach (obydwoje startowali na trzech) zajmowali odległe miejsca. Lepiej szło im w sztafetach, ale nie na tyle, aby myśleć realnie o medalach.

Pierwszym polskim medalistą igrzysk zimowych został nieoczekiwanie Franciszek Groń-Gąsienica (Wisła – Gwardia Zakopane), który w Cortina d'Ampezzo zajął trzecie miejsce w kombinacji norweskiej, mimo że w pierwszej serii skoków upadł przy lądowaniu, a w biegu na 15 km musiał omijać przewracającego się Włocha. Za brązowy medal otrzymał w nagrodę talon na motocykl, ale pieniędzy na niego już niestety nie.

Następne igrzyska, w Squaw Valley (1960), były dla Polski jeszcze lepsze. Pierwszy raz w programie igrzysk znalazło się łyżwiarstwo szybkie kobiet. PKOl zastanawiał się, czy wysłać dwie zawodniczki, bo wyjazd do Ameryki był kosztowny. Jakoś się udało i była to wyjątkowo szczęśliwa decyzja. Na podium po biegu na 1500 m stanęły obydwie Polki. Elwira Seroczyńska była druga, a Helena Pilejczyk trzecia. Wygrała najlepsza panczenistka tamtych lat, sześciokrotna mistrzyni olimpijska, Rosjanka Lidia Skoblikowa.

Grudka lodu

Seroczyńska była wielkim talentem. Urodzona w Wilnie w roku 1931 do Polski przyjechała w wieku 16 lat. Treningi łyżwiarskie zaczęła, mając 19, czyli o kilka lat za późno. A mimo to zdobyła medal olimpijski i została mistrzynią świata.

Z Seroczyńską związane jest jedno z najgłośniejszych polskich niepowodzeń na igrzyskach. Po zdobyciu srebrnego medalu na 1500 m biegła na 100 m po złoty medal, z czasem o cztery sekundy lepszym od rekordu świata. Wiedziała o tym, informowana przez trenera Kazimierza Kalbarczyka. Na ostatnim wirażu, sto metrów przed metą, zawadziła jednak płozą o grudkę lodu i upadła. Złoto i marzenia razem z nią. Mogła być pierwszą polską „Królową zimy", a ze srebrnym medalem w kieszeni została największym pechowcem. Startując w Squaw Valley, reprezentowała barwy starego warszawskiego klubu Sarmata. Dziś już go nie ma. Seroczyńska zmarła w roku 2004 w Londynie. Pojechała do mieszkającego tam syna na święta Bożego Narodzenia.

Helena Pilejczyk wręcza medale i żegna olimpijczyków. Tych, którzy odlatywali do Soczi, także.

Wśród żegnających znalazły się też dwie inne gwiazdy z przeszłości. Erwina Ryś-Ferens startowała na czterech igrzyskach. Choć wymieniano ją wśród kandydatów do medali, nigdy ich nie zdobyła. Jaromir Radke był na dwóch olimpiadach – on także wracał rozczarowany.

Wojciech Fortuna w ogóle nie liczył na medal, bo nie wiedział, że poleci do Sapporo (1972). W mistrzostwach Polski zajął 10. miejsce, więc daleko mu było do kadry olimpijskiej. Ale miał 20 lat i kiedy w ostatniej próbie przedolimpijskiej pokonał w Zakopanem wszystkich konkurentów, postanowiono włączyć go do ekipy. Pomogła mu w tym kontuzja bardzo dobrego zawodnika Józefa Przybyły. Odwdzięczył się najpierw szóstym miejscem na średniej skoczni, co już było niespodzianką. Ale najlepsze miało dopiero nastąpić. Na skoczni Okurayama, w obecności 50 tys. kibiców, w większości Japończyków czekających na zwycięstwo swojego faworyta Yukio Kasayi, Fortuna oddał najlepszy skok w życiu. Za odległość 111 metrów Polak otrzymał notę 130,4 pkt. Przez cały dzień japońska telewizja pokazała ten skok 85 razy.

W drugiej serii, z krótszego rozbiegu, Fortuna skoczył o 25 metrów bliżej, ale utrzymał pierwsze miejsce, o jedną dziesiątą punktu przed Szwajcarem Walterem Steinerem. Polak skakał w japońskim kombinezonie, który już na miejscu otrzymał za kryształ przywieziony z kraju, w butach z wytwórni Fabos w Krośnie i nartach Poppa z NRD. Ponieważ konkurs odbywał się nocą naszego czasu, mało kto w Polsce go oglądał. W Zakopanem 20-letniego mistrza olimpijskiego witało 25 tys. ludzi. A wkrótce Fortuna padł ofiarą własnego sukcesu. Okazało się, że skoczył raz a dobrze.

Małysz superstar

Kilkadziesiąt lat później Adam Małysz, poważnie podchodzący do sportu i życia, nie popełnił błędów Fortuny i osiągnął znacznie więcej. Ale złotego medalu nie zdobył. O ile skok Fortuny był wyjątkowo szczęśliwym przypadkiem, do którego nie mogłoby dojść bez talentu sportowca, o tyle wszystko, co osiągnął Małysz, to efekt nie mniejszego talentu i znacznie większej pracy. Zdobył trzy srebrne medale olimpijskie (dwa w Vancouver 2010, jeden w Salt Lake City 2002) i jeden brązowy (Salt Lake City). Za każdym razem przegrywał z Simonem Ammanem (w 2002 jeszcze ze Svenem Hannawaldem).

Małysz stał się pierwszym polskim zimowym bohaterem masowej wyobraźni. Wspaniały biatlonista Tomasz Sikora, uczestnik pięciu igrzysk olimpijskich, srebrny medalista z Turynu (2006) i mistrz świata byłby zapewne popularniejszy, gdyby nie to, że jego kariera przypadła na ten sam okres co starty Małysza.

Justyna Kowalczyk miała więcej szczęścia. Młodsza od Małysza o pięć lat zaczęła nieco później i wciąż przyciąga przed telewizory tyle samo widzów co on. Jej rywalizacja z Norweżkami jest fascynująca. Pani Justyna złoty medal olimpijski już ma. Ale w jej przypadku – jeden to mało.

Polscy medaliści zimowych igrzysk

Złoto

Wojciech Fortuna – skoki, ?duża skocznia (Sapporo 1972)

Justyna Kowalczyk – bieg ?na 30 km techniką klasyczną ?(Vancouver 2010)

Srebro

Elwira Seroczyńska – łyżwiarstwo szybkie, bieg na 1500 m (Squaw Valley 1960)

Adam Małysz – skoki, duża ?skocznia (Salt Lake City 2002)

Tomasz Sikora – biatlon, bieg masowy na 15 km (Turyn 2006)

Adam Małysz – skoki, skocznia normalna (Vancouver 2010)

Adam Małysz – skoki, ?duża skocznia (Vancouver)

Justyna Kowalczyk – biegi, sprint techniką klasyczną (Vancouver)

Brąz

Franciszek Gąsienica Groń – kombinacja norweska (Cortina d'Ampezzo 1956)

Helena Pilejczyk – łyżwiarstwo szybkie, bieg na 1500 m ?(Squaw Valley 1960)

Adam Małysz – skoki, skocznia normalna (Salt Lake City 2002)

Justyna Kowalczyk – biegi, 30 km techniką dowolną (Turyn 2006)

Justyna Kowalczyk – biegi, 15 km bieg łączony (Vancouver 2010)

Katarzyna Bachleda-Curuś,

Katarzyna Woźniak,

Luiza Złotkowska – łyżwiarstwo szybkie, bieg drużynowy (Vancouver)

W styczniu 1924 roku w Chamonix zorganizowano Tydzień Sportów Zimowych, który dopiero w następnym roku uznano za I Zimowe Igrzyska Olimpijskie. Polskę reprezentowało siedmiu narciarzy, jedna narciarka i łyżwiarz. I właśnie on, 21-letni Leon Jucewicz, zajął w wieloboju ósme miejsce, najlepsze ze wszystkich startujących. Urodził się na Łotwie. Kiedy odrodziła się Polska, przyjechał z rodzicami do Warszawy i został zawodnikiem AZS Warszawa. Był wszechstronnym sportowcem. Zimą jeździł na łyżwach i grał w hokeja, a latem uprawiał lekką atletykę.

Pozostało 96% artykułu
Inne sporty
Natalia Sidorowicz odniosła życiowy sukces. Czy pójdzie za ciosem?
Inne sporty
Sergij Bezuglij i Mariusz Szałkowski poprowadzą reprezentację
szermierka
Sankcje działają. Aliszer Usmanow nagle rezygnuje
kajakarstwo
Polskie kajakarki mają nowego trenera. Zbigniew Kowalczuk zastąpi Tomasza Kryka
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Inne sporty
Święto polskiej gimnastyki. Rekordowy trening w Gdańsku
Materiał Promocyjny
Transformacja w miastach wymaga współpracy samorządu z biznesem i nauką