O trzy tysięczne sekundy

Zbigniew Bródka mistrzem olimpijskim w wyścigu panczenistów na 1500 m. Takiego niezwykłego finału łyżwiarskiego na tych igrzyskach jeszcze nie było.

Publikacja: 17.02.2014 01:00

Zbigniew Bródka drogę do złotego medalu na olimpiadzie zaczynał w Domaniewicach

Zbigniew Bródka drogę do złotego medalu na olimpiadzie zaczynał w Domaniewicach

Foto: AFP

Wszystko co ważne trwało raptem kilka minut, tyle, ile trzeba, by rozegrać cztery wyścigi. W tym czwartym od końca startował Zbigniew Bródka, niby najsławniejszy strażak-łyżwiarz szybki w Polsce, zdobywca Pucharu Świata zeszłej zimy, ale z tą sławą przesadzać chyba nie trzeba.

Za partnera miał Shaniego Davisa, to jest postać w panczenach ogromna: mistrz olimpijski z Turynu i Vancouver (na 1000 m), wielokrotny mistrz świata. Amerykanin startował od wewnętrznej, co miało spore znaczenie, bo oznaczało, że na finiszu zamieni się torami z Polakiem.

Na tablicy widniał wynik do pobicia: 1.45,22 Kanadyjczyka Denny'ego Morrisona, obok dopisek: nowy rekord toru. W Soczi rekordów świata się nie bije, więc każdy wiedział, że to próg wysoki. Ruszyli, przez dwa okrążenia Bródka i Davis pędzili niemal równo. Panczeny to jest sport dla kibiców lubiących pomiary czasu: w jednej chwili można wiedzieć, z jaką prędkością jadą, ile mają straty lub przewagi względem lidera, ile ułamków sekund dzieli ich od siebie.

Cyferki zmieniają się szybko, chyba lepiej w końcu patrzeć na lód, na niezwykłe tempo jazdy (chwilami ponad 56 km/godz.), słuchać szczęku klap i zgrzytu stali. Bródka zrobił wszystko jak profesor, przypilnował rywala, a gdy przyszło do trzeciego okrążenia (na dystansie 1500 m ono tak naprawdę decyduje), wykorzystał wszystkie szanse, jakie dał mu los oraz praca: i świetnego partnera, i świetne płozy, i moc w nogach. Na mecie był parę metrów przed Amerykaninem, czas podniósł publiczność z nóg: 1.45,00!

Ile był wart, przekonaliśmy się za chwilę. Nie poprawił go nikt z dwóch kolejnych par: Konrad Niedźwiedzki i Denis Kuzmin oraz Denis Juskow i Sverre Lunde Pedersen. Już wtedy wiedzieliśmy, że brąz dla Zbigniewa Bródki jest. Pięknie, ale nagle pojawiła się szansa na złoto. Jak nie marzyć? Zostali na lodzie dwaj: Holender Koen Verweij i Joey Mantia z USA.

Orkiestra ?grała dla Polaka

Co znaczą panczeny w Holandii, powtarzać nie trzeba, tu w Soczi na trybunach też jest w trzech czwartych pomarańczowo, a do tego przed wejściem do Adler Areny stoi jeszcze kilkadziesiąt oranżowych rowerów (z koszykiem z przodu). Przed zawodami gra holenderska orkiestra dęta, repertuar stadionowy, dużo bębnienia i trąb, ale da się rozpoznać tematy. Najpopularniejszy jest ten, który w polskich halach ma słowa: „Polskaaaa, biało-czerwoni!!!". Dla Soczi muzycy opracowali na swe puzony i tuby „Podmoskownyje wieczera", niech będzie, ale tubylców śpiewało niewielu, bo stąd jednak do Moskwy daleko.

Holendrzy w każdych zawodach olimpijskich rządzą, bogactwo sław mają wyjątkowe, Verweij może nie jest największą (ale w drużynie już dwa razy był mistrzem świata), lecz wiadomo, że jak ktoś taki startuje, to spodziewać się można wszystkiego. Ruszył ostro, elektroniczna niebieska linia, którą w telewizorach wskazuje się czas lidera, śmigała mu tuż przed nosem. Dochodził do niej centymetr po centymetrze, wzroku nie można było oderwać od tego komputerowego wynalazku. Amerykanin się nie liczył, srebro Polaka było pewne już w połowie dystansu, został pościg za linią, którego oglądanie wymagało zdrowego serca i umiejętności panowania nad emocjami.

Gdy Verweij śmignął przez linię mety, tablica wyników pokazała tak: 1.45,00, różnica do pierwszego +0,00 i jedynkę przy nazwisku Holendra. Bywalcy łyżwiarstwa wiedzieli, że ta jedynka niewiele znaczy, bo w przypadku równego czasu mierzonego do jednej setnej sekundy – decydują tysięczne. Czekanie na końcowy rezultat było gorsze od oglądania uciekającej niebieskiej linii. Hala zamarła, każdy patrzył: łyżwiarze, trenerzy, koledzy, kibice i dziennikarze. Gdy wreszcie pojawiły się czasy: 1. Bródka 1.45,006; 2. Verweij 1.45,009, jęk zawodu był głośniejszy niż polskie okrzyki, ale co tam, nie muszą Holendrzy brać całego złota.

Minister obiecał tor

Nie wszyscy w nie wierzyli, nie wierzyli w jakikolwiek medal w dyscyplinie, która w Polsce groszem nie pachnie, a jednak od czterech lat, razem z brązem kobiecej sztafety w Vancouver, idzie ku lepszemu wbrew biedzie i logice.

Mistrz, z pięcioma olimpijskimi kółkami wystrzyżonymi zgrabnie na potylicy, przejechał z flagą biało-czerwoną przed nosami holenderskich kibiców i, jak jechał, gwizdów nie usłyszał, choć te trzy tysięczne sekundy (czyli 4,28 cm) zabolały Holandię jak rzadko. Gdy dotarł do dziennikarzy, opowiedział o ukochanych płozach, co je odstawił na 1000 m, a teraz wziął, o ludziach, którzy mu pomogli, i tak między wierszami o tym, że w kraju nad Wisłą, bez krytego toru łyżwiarskiego, cuda się zdarzają, choć uwierzyć wciąż trudno. A kryty tor wiceminister sportu ponoć już przez telefon obiecał.

Rekordowy bieg Holenderki

Jorien Ter Mors zdeklasowała rywalki w biegu na 1500 m. Z czasem 1:53.51 ustanowiła nowy rekord olimpijski. Katarzyna Bachleda-Curuś walczyła i była szósta. Holenderskie łyżwiarki wzięły przykład z kolegów z reprezentacji. W niedzielnym wyścigu zajęły całe podium. Bezkonkurencyjna była Ter Mors. Cieszyła się nie tylko ze złota i rekordu, ale także z tego, że wyprzedziła bardziej utytułowaną rodaczkę – Ireene Wust, mistrzynię olimpijską w biegu na 3000 m i srebrną medalistkę na 1000 m. Trzecia była kolejna Holenderka Lotte van Beek. Tuż za podium również znalazła się łyżwiarka z Holandii Marrit Leenstra. Zawodniczki z innych krajów mogły walczyć dopiero o dalsze pozycje. Bezpośredni bój o piąte miejsce stoczyły Julia Skokowa (Rosja)  i Katarzyna Bachleda-Curuś. Od początku do końca żadna z zawodniczek nie uzyskała wyraźnej przewagi. Na ostatnim okrążeniu Skokowa wyszła na nieznaczne prowadzenie dzięki temu, że jechała po wewnętrznym torze. Ostatecznie była piąta, a polska łyżwiarka szósta. Pozostałe Polki, Luiza Złotkowska i Natalia Czerwonka, zajęły 11. i 15. miejsce.

—mradz

Szachy
Dommaraju Gukesh mistrzem świata w szachach. Generacja Z przejmuje władzę
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Pływanie
Mistrzostwa świata w pływaniu. Polacy zaczęli od dwóch medali
Inne sporty
Baseballista zarobi najwięcej w historii. Kontrakt, który przyćmił wszystkie inne
Inne sporty
Indie kontra Chiny. Szachowa gra o tytuł w cieniu Norwega, którego pokonała nuda
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Inne sporty
Mistrzostwa świata w pływaniu. Czy Katarzyna Wasick znów dopłynie do podium?