Reklama
Rozwiń

Skarpety babci Marysi

Zbigniew Bródka, złoty i brązowy medalista igrzysk mówi "Rz" o adrenalinie na motocyklu, pasji, która zaczęła się w Domaniewicach, i desce Heidena.

Publikacja: 24.02.2014 01:00

Zbigniew Bródka mówi, że pomimo olimpijskiego złota pozostanie strażakiem

Zbigniew Bródka mówi, że pomimo olimpijskiego złota pozostanie strażakiem

Foto: Fotorzepa, Piotr Nowak PN Piotr Nowak

Korespondencja z Soczi

Polska to jest naprawdę potęga lodowa, druga po Holendrach?

Zbigniew Bródka: Jesteśmy potęgą, ale wśród krajów bez hali lodowej. Tak bym to ujął.

Już pan widzi siebie w roli bohatera spotkań w szkołach i jednostkach straży pożarnej?

Nie potrafię sobie do końca uświadomić, jak to będzie wyglądać, czy koledzy powitają mnie z sikawkami, czy nie. Mam nadzieję, że nie zwariuję. Chciałbym zachowywać się normalnie i z zimną głową.

Czy w ramach poolimpijskiej radości sprawi pan sobie dodatkową frajdę, kupi na przykład nowy motocykl?

Nie kupię. Mam jeden i wystarczy.

Co pan trzyma w garażu?

Yamahę Fazera. Od zawsze uwielbiałem adrenalinę i szybkość. Motocykl mi dostarcza jednego i drugiego, ale mówię od razu: uważam na siebie, bezpieczeństwo jest istotne. W poprzednim sezonie w ogóle nie jeździłem na motorze, bo wiedziałem, jaka impreza jest przede mną.

Pan Szymajda wierzył, że wychowa mistrza. Ale i on miał wahania, czy dobrze zrobił, że poświęcił się tylko dla sportu

Jak spojrzeć wnikliwiej w życiorys, to widać, że nosiło pana po kraju. To nie tylko Domaniewice, ale i Lisiewice, Zgierz, Białystok, Opole, Łowicz. Różne szkoły i uczelnie. Skąd te podróże?

Powodem był sport. Nauczyłem się jeździć na łyżwach w Domaniewicach i od początku reprezentowałem klub Błyskawica, ale na czas studiów zmieniłem go na AZS Opole, bo tam były warunki do ćwiczenia short tracku. Potem wróciłem do rodzinnych Domaniewic, a pozostałe wyjazdy i przejazdy to tak naprawdę była pogoń za lepszymi warunkami do trenowania.

Co można robić w Domaniewicach?

To mała wioska, więc niewiele. Osobą, który wszystko tam nakręca, jest pan Mieczysław Szymajda. Kocha każdy sport. Jego drugim konikiem jest lekkoatletyka. Ja też zaczynałem od biegów, właściwie próbowałem każdego sportu, biegałem z przeszkodami, jeździłem na rowerze. On był moim pierwszym trenerem, postawił mnie na łyżwach. Bez niego nie byłoby mnie tutaj. Co więcej, on napędza rozwój sportu w gminie, w powiecie, dziś można powiedzieć, że i w Polsce, bo klub startuje w Pucharze Polski i mistrzostwach kraju. Tylko ostatnio mówi mi, że ciężko o następców, bo młodzież garnie się słabo, no i powtarzamy to teraz często – warunków do uprawiania łyżwiarstwa wciąż nie ma.

Pomagał mu pan lać wodę na ślizgawkę, gdy w nocy ścisnął mróz?

Oj, bywało, że pomagałem. Dopiero po moim wyjeździe do Opola było z tym trudniej. Pan Szymajda zawsze wierzył, że wychowa jakiegoś mistrza. Ale i on miał wahania, czy dobrze zrobił, że poświęcił się tylko dla sportu, jest przecież kawalerem, nie ma rodziny, lecz potem mówił mi, że już zdobycie Pucharu Świata w ubiegłym roku zrekompensowało mu wszystkie poświęcenia. ?– Dla mnie to jest spełnienie – powiedział. Myślę, że będzie obecny na lotnisku.

Wielu osobom tu pan dziękował za medale: straży, rodzinie, trenerom, może ktoś jeszcze stoi za tym złotem i brązem?

Babcia Marysia z Rogoźna. Bo w naszym sporcie są też takie dodatkowe sposoby treningu, jak tzw. deska Heidena, slideboard, na której trenuje się mocne odbicia w bok, w skarpetach. Holendrzy, choć mają hale, też na niej wciąż ćwiczą. To ważny przyrząd. Można na desce wyćwiczyć bazę do odbicia taniej niż na lodzie. Oczywiście nie można deską w pełni zastąpić toru. Skarpety od babci jednak bardzo się przydają.

Wyczynowe skarpety od babci są po prostu grube, wełniane?

Właśnie tak. Dziękuję, babciu.

Trener mówił, że ma pan niezwykły talent także do rozpoznawania świetnych płóz. Skąd ta umiejętność?

Myślę, że to jest kwestia wyjeżdżenia tysięcy godzin na treningu i przetestowania iluś tam par łyżew. To są detale, które jednak połączone z innymi dają sukces, taki jak ten w Soczi.

W Polsce nie da się zrobić dobrych płóz, muszą być holenderskie?

Mam nadzieję, że i u nas w końcu znajdzie się takie miejsce. Chcielibyśmy mieć takie wsparcie, osobę lub zakład, który będzie w stanie zbadać płozy obiektywnymi metodami technicznymi, a nie tylko wedle intuicji. Określić materiał i parametry. Myślę, że w tej kwestii też mamy sporo do zrobienia.

Jeśli będą propozycje zagranicznych grup łyżwiarskich – wyjedzie pan?

Oferty już miałem, były z Holandii, lecz nie biorę takiej opcji pod uwagę. Mam rodzinę, wszystkich bliskich na miejscu. Nie wyobrażam sobie szukać szczęścia w świecie.

To znaczy strażakiem będzie pan nadal?

Zdecydowanie tak.

Wzniecił pan płomienie w sercach kibiców, a kiedy pan ostatnio jakiś pożar ugasił?

Trudne pytanie... Zgasiłem niejeden, ale ostatniego nie pamiętam. Trzeba zajrzeć do książki dyżurów i wyjazdów bojowych, gdzie jest wszystko udokumentowane dokładnie.

Stopień strażacki?

Sekcyjny jestem.

Z legendy olimpijskiego startu w Soczi umknęła sprawa chorego kolana, kontuzji, problemów ze zdrowiem. Inni o tym często opowiadali...

Bo to jest zwykła sprawa. Każdy boryka się z kontuzjami, tego się nie da uniknąć. Nasz sport bardzo żyłuje organizmy. Wciąż jesteśmy na cienkiej linii między zdrowiem i kontuzją. I tak naprawdę przekraczamy ją dość często.

Za cztery lata w Pyeongchang będzie pan miał 33 lata. ?To dla łyżwiarza dużo?

Nie będzie źle, łyżwiarze mogą ścigać się długo, ta granica przesuwa się coraz dalej.

Korespondencja z Soczi

Polska to jest naprawdę potęga lodowa, druga po Holendrach?

Pozostało jeszcze 99% artykułu
Inne sporty
Czy to najlepszy sportowiec 2024 roku? Dokonał rzeczy wyjątkowych
Inne sporty
Tomasz Chamera: Za wizerunek PKOl odpowiada jego prezes
pływanie
Mistrzostwa świata w pływaniu. Rekordowa impreza reprezentacji Polski
Pływanie
Mistrzostwa świata w pływaniu. Kolejne medale i polskie rekordy w Budapeszcie
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego
Inne sporty
Kolarstwo. Zakażą stosowania tlenku węgla?
Materiał Promocyjny
„Nowy finansowy ja” w nowym roku