Powodem był sport. Nauczyłem się jeździć na łyżwach w Domaniewicach i od początku reprezentowałem klub Błyskawica, ale na czas studiów zmieniłem go na AZS Opole, bo tam były warunki do ćwiczenia short tracku. Potem wróciłem do rodzinnych Domaniewic, a pozostałe wyjazdy i przejazdy to tak naprawdę była pogoń za lepszymi warunkami do trenowania.
Co można robić w Domaniewicach?
To mała wioska, więc niewiele. Osobą, który wszystko tam nakręca, jest pan Mieczysław Szymajda. Kocha każdy sport. Jego drugim konikiem jest lekkoatletyka. Ja też zaczynałem od biegów, właściwie próbowałem każdego sportu, biegałem z przeszkodami, jeździłem na rowerze. On był moim pierwszym trenerem, postawił mnie na łyżwach. Bez niego nie byłoby mnie tutaj. Co więcej, on napędza rozwój sportu w gminie, w powiecie, dziś można powiedzieć, że i w Polsce, bo klub startuje w Pucharze Polski i mistrzostwach kraju. Tylko ostatnio mówi mi, że ciężko o następców, bo młodzież garnie się słabo, no i powtarzamy to teraz często – warunków do uprawiania łyżwiarstwa wciąż nie ma.
Pomagał mu pan lać wodę na ślizgawkę, gdy w nocy ścisnął mróz?
Oj, bywało, że pomagałem. Dopiero po moim wyjeździe do Opola było z tym trudniej. Pan Szymajda zawsze wierzył, że wychowa jakiegoś mistrza. Ale i on miał wahania, czy dobrze zrobił, że poświęcił się tylko dla sportu, jest przecież kawalerem, nie ma rodziny, lecz potem mówił mi, że już zdobycie Pucharu Świata w ubiegłym roku zrekompensowało mu wszystkie poświęcenia. ?– Dla mnie to jest spełnienie – powiedział. Myślę, że będzie obecny na lotnisku.
Wielu osobom tu pan dziękował za medale: straży, rodzinie, trenerom, może ktoś jeszcze stoi za tym złotem i brązem?