Andrzej Bargiel zjechał na nartach z Mount Everestu. To już kolejny sukces polskiego skialpinisty
Swoją wyprawę Andrzej Bargiel rozpoczął ponad miesiąc temu. W opublikowanym w sieci komunikacie poinformowano, że kluczową fazę ataku szczytowego skialpinista rozpoczął z obozu czwartego, który położony jest na wysokości ok. 7900 m n.p.m. Z powodu dużej ilości świeżego śniegu – utrudniającego torowanie trasy – trwał dłużej niż zakładano. Ostatecznie Polak spędził 16 godzin na wspinaczce w tzw. strefie śmierci, czyli powyżej 8000 m n.p.m. Mimo trudnych warunków Polak nie korzystał z dodatkowego tlenu.
Bargiel na szczycie Everestu spędzić miał zaledwie kilka minut. Później wpiął narty i rozpoczął swój historyczny zjazd. W związku z tym, że na wysokości obozu drugiego – znajdującego się około 6400 m n.p.m. – zastała go noc, zatrzymał się on w obozie i kontynuował zjazd kolejnego dnia. Jak wskazano, Polak pokonał m.in. lodowiec Khumbu bez korzystania z liny i „poręczówek”. Swój zjazd zakończył na wysokości bazy.
Ośmiotysięczniki
Foto: PAP
Po zjeździe Bargiel przyznał, że „to jeden z ważniejszych kroków w jego sportowej karierze”. - Zjazd z Everestu bez tlenu był dla mnie marzeniem, które dojrzewało latami. Wiedziałem, że trudne jesienne warunki i poprowadzenie linii zjazdu przez lodowiec Khumbu to największe wyzwanie, z jakim mogę się zmierzyć - podkreślił w komunikacie organizatorów wyprawy.
- Nie mam takiej natrętnej myśli, że to wyzwanie nie daje mi spokoju. Robimy sobie co jakiś czas przerwę od Mount Everestu, żeby nie dać się zwariować, nie jeżdżę tam cyklicznie, co roku. W górach jest mnóstwo innych, ciekawych wyzwań, którymi można się zająć. W zeszłym roku byliśmy choćby w Ameryce Południowej, w Patagonii – mówił jeszcze niedawno w rozmowie z dodatkiem „Plus Minus” Andrzej Bargiel. - Jestem otwarty na nowe projekty i lubię eksplorować nowe przestrzenie. Jeśli chodzi o sam Mount Everest, to ja po prostu lubię to miejsce, byłem tam kilkakrotnie i cenię sobie fakt, że nawet w takim miejscu można znaleźć spokój i przestrzeń do samorealizacji. Wielką zaletą tamtej góry jest to, że nikt ci nie przeszkadza. Jest tam trudniej, ale akceptujesz ten fakt i świadomie się na to decydujesz – podkreślał.