Poranek w całości należał do Starego Kontynentu. Pomysł kapitana Luke’a Donalda, by na pierwsze mecze wysłać największe działa sprawdził się bezbłędnie, tak samo jak przepowiednie, że w meczach granych systemem foursomes (para gra jedną piłką, uderzając ją na przemian) Europejczycy zyskają więcej.
Zyskali wszystko, wygrali cztery mecze, pokazując nieco speszonym Amerykanom na czym polega gra prawdziwie drużynowa. Trudno mówić, kto był najlepszy, bo w Marco Simone Golf Club są wyłącznie gwiazdy golfa, ale Victor Hovland, Rory McIlroy, Jon Rahm czarowali jak zawsze, pokazując ponad 70-tysięcznej widowni zagrania niezwykłe.
Czytaj więcej
Marco Simone Golf Club pod Rzymem czeka na przyjęcie najlepszych golfistów Europy i USA. W piątek zaczyna się mecz o Puchar Rydera – czas wzruszeń, jakich gdzie indziej już nie ma.
Wynik 4:0 po pierwszej sesji typu foursomes nigdy wcześniej Europie się nie zdarzył, duma była wielka, lecz gdy przyszło do sesji popołudniowej granej sposobem fourball (każdy swoją piłką), wyszło na to, że amerykańscy indywidualiści też potrafią wiele. Wprawdzie rozpędzona Europa, nawet po kilku zmianach i powołaniu na pole czekającej na ławce pozostałej czwórki, wciąż grała świetnie (był moment na początku sesji, że znów prowadziły cztery pary), ale marzenia o wyniku 8:0 po pierwszym dniu błyskawicznie wyparowały.
Ataki Wyndhama Clarka, Scottiego Shefflera, Jordana Spietha i pozostałych powoli zaczęły przynosić skutek, mniej więcej po 2/3 sesji na tablicy wyników było już więcej czerwieni (barwa USA) niż europejskiego błękitu, ale finisz znów należał do ludzi Donalda.