Pomówmy o tym niedawnym medalu za wicemistrzostwo świata na krótkim basenie. Podobno od przyjazdu do Australii źle się pani czuła?
Dopadł mnie jetlag. To była dla mnie nauczka, jak reaguje mój organizm, bo nigdy nie miałam okazji zmierzyć się z taką różnicą czasu i licznymi podróżami. Na początku trochę się nad sobą użalałam, nie mogłam uwierzyć, że tak fatalnie się czuję. Wreszcie wzięłam się w garść i pomyślałam: co ja robię, jest, jak jest, trzeba sobie poradzić. Tyle lat czekałam na szansę walki o medal i trzeba ją wykorzystać, bo ten moment się nie powtórzy. Wyścig finałowy nie był perfekcyjny, ale oddałam całe serce i wróciłam z Melbourne z medalem. Australijka Emma McKeon popłynęła świetnie, musiałabym pobić rekord życiowy, żeby ją doścignąć. Będę jeszcze miała szansę z nią wygrać.
Tego podejścia nauczyła się pani w USA, na studiach psychologicznych czy wyniosła to pani z domu?
Zawsze miałam uśmiech na twarzy, tylko czasami krył się za nim brak pewności siebie. Potrzebowałam czasu, żeby dojrzeć. Wyjazd do USA na pewno mi pomógł. Czytam książki ze studiów psychologicznych, kiedy się nimi „naładuję”, to nie ma możliwości, żebym zaczęła myśleć inaczej – to takie „walnij się w głowę i myśl pozytywnie”, choć czasami jest ciężko. Ale moi najbliżsi i doświadczenie w dziedzinie psychologii pomaga, by każdy dzień był pozytywny i wyjątkowy. Staram się omijać stresy, a jeśli się zdarzają, to je rozbrajam.
Przestała pani pływać po igrzyskach olimpijskich w Rio de Janeiro. Dlaczego?
Nie przestałam pływać, dlatego że byłam zmęczona karierą. To wyszło samoczynnie: odniosłam kontuzję, zajęłam się planowaniem ślubu, przeprowadzką. Krok po kroku odchodziłam od sportu. Leżałam w łóżku i myślałam, że to już zamknięte, nie wrócę do pływania, które towarzyszyło mi od dziewiątego roku życia. Dla każdego sportowca jest to szok.