– Skupcie się i przełamując własną słabość, zróbcie to, czego oczekuje od was naród – mówił do sportowców patriarcha Cyryl podczas nabożeństwa odprawionego w katedralnym soborze Chrystusa Zbawiciela.

Ceremonia przypominała pożegnanie wyruszających na bitwę rycerzy, była wzniosła i uroczysta. Dotychczas olimpijczyków także błogosławiono, ale nigdy nie robił tego osobiście patriarcha.

– Praktykę wspólnych nabożeństw wprowadził obecny szef naszego Komitetu Olimpijskiego Leonid Tiagaczow – mówi „Rz” Konstantin Bojcow, specjalista ds. sportów zimowych w gazecie „Sowieckij Sport”. – W Rosji podkreślanie i demonstrowanie religijności jest ostatnio modne – dodaje. Rzeczywiście spotkanie patriarchy z rozmodlonymi sportowcami to malowniczy przykład niezakłóconej harmonii państwa i Kościoła. – Jednak rodzi się sporo pytań, np. o świeckość państwa i sytuację wyznawców innych religii. W sporcie ma to akurat wymiar dość praktyczny. Zwłaszcza przy letnich olimpiadach – przecież np. w sportach walki większość naszych reprezentantów to Czeczeni i Dagestańczycy, muzułmanie. Są wśród sportowców i buddyści. Po co ciągnąć ich do cerkwi? – pyta Bojcow. Patriarcha, jakby spodziewając się tego pytania, mówił, że każdy, nawet nie będąc wyznawcą prawosławia, „znajdując się w cerkwi, powinien czuć wspólnotę z wielkim krajem i wielką historią”.

Pikanterii całej historii dodała wpadka dziennikarzy radia Echo Moskwy, którzy komentowali nabożeństwo, a przede wszystkim skandaliczny według nich fakt, iż w głównej świątyni kraju był obecny... Czeburaszka. Ten, znany w Polsce jako Kiwaczek, bohater sowieckiej animowanej bajki jest maskotką rosyjskiej drużyny olimpijskiej.

Przebrany za niego człowiek znalazł się na opublikowanym w Internecie zdjęciu wśród sportowców i zasłaniał wielkimi uszami religijne freski. Okazało się jednak, że zdjęcie było fotomontażem i Echo musiało się tłumaczyć z pomyłki.