Mao Asada pokazała w Turynie twarz wojowniczki Ninja. Nie było widać wybuchu radości po jej znakomitym występie w programie dowolnym. Jeden moment, w którym spojrzała jakby w niebo, zobrazował jej wspaniałe wyczyny. - Zrobiłam wszystko co mogłam, co teraz zrobią sędziowie - zdawała się pytać Japonka, która w niepewności oczekiwała na noty. Wczoraj przecież okazało się, że przedwcześnie cieszyła się ze swojego znakomitego występu. Potrójny axel, którego skacze jako jedyna kobieta na świecie, został - ku jej zaskoczeniu - zdegradowany do podwójnego. Dzisiaj było podobnie. Tylko jeden z jej axli został uznany za wykonany prawidłowo. W Turynie jednak ta „ ćwiarteczka” obrotu, nie przeszkodziła jej w zwycięstwie. Zawdzięcza to swojej wielkiej rywalce Yu Na Kim, która we Włoszech jeździła trochę jak kolejką rollercoaster.

Młoda Japonka pokazała charakter na przekór wszystkiemu. Na przekór systemowi premiującemu asekurację i zachowawczość oraz sędziom padającym niemal na kolana przed Koreanką. Sprawiła, że historyczne wcześniej ewolucje stały się normalnością. Czymś tak zwyczajnym, że aż niedocenianym.

Chociaż Japonka wyjedzie z Turynu ze złotem w kieszeni, sam program dowolny przegrała z Kim. Mimo, że ta zaliczyła dwa poważne błędy. Choć finałowy występ Koreanki nieco zatarł fatalne wrażenie po zupełnie nieudanym shorcie, ciągle widać że z koreańskiej gwiazdy uszło powietrze. Po upadku przy potrójnym salchowie przez chwilę można było odnieść wrażenie, że nie chce się jej jechać dalej. Można to kłaść na barki zmęczenia sezonem olimpijskim. Można się też zastanawiać na ile zawinili arbitrzy, systematycznie nagradzając łyżwiarkę niewyobrażalnymi wprost rekordami świata. Kim jest wielką mistrzynią, ale ciągle tylko człowiekiem. Sama zawodniczka nie precyzuje swojej dalszej przyszłości. Po zdobyciu olimpijskiego złota i miliardowych kontraktów reklamowych, na nowo musi szukać motywacji. W sporcie zdobyła przecież już wszystko co miała do zdobycia. Nie tylko zresztą w sporcie. Również w świecie komercji, których już nie sposób od siebie odseparować. Brian Orser zarzeka się jednak, że jego podopieczna nie tylko podąży śladem Katariny Witt i zdobędzie po raz drugi mistrzostwo olimpijskie, ale także nauczy się potrójnego axla. O ile to pierwsze jest możliwe, to po co Kim miałaby włączać ten pionierski element do swojego repertuaru. I bez niego - za to z upadkiem - jest przecież w stanie odrobić 10-punktową stratę w stosunku do występu najwyższej jakości.

Miejmy nadzieję, że Kim i Asada jeszcze nie raz porywać nas będą swoja zaciętą rywalizacją. Być może dołączy do nich młodziutka Mirai Nagasu, która niespodziewanie prowadziła po programie krótkim. Dla niej balast ten okazał się jeszcze zbyt wielki. Ale niewykluczone, że zdoła udźwignąć go w przyszłości.

Oby tylko zastanawiające werdykty sędziowskie nie zniechęciły publiczności do łyżwiarstwa. Oby nie zniechęciły zawodników do tego, żeby próbować i nabywać nowe umiejętności. Przecież łyżwiarstwo to spektakl, który powinien pobudzać wyobraźnię. Sprawiać, że ludzie zechcą przekraczać bariery własnych możliwości. Nie zaś z niedowierzaniem przecierając oczy, spoglądać na wyniki z elektronicznych tablic.