Sikora dogonił marzenie

Tomasz Sikora pierwszym Polakiem w żółtej koszulce lidera Pucharu Świata w biatlonie. Wywalczył ją w sobotnim sprincie w Oberhofie, obronił dzień później mimo kłopotów na strzelnicy. Z przewagą sześciu punktów nad Emilem Hegle Svendsenem jedzie na następne zawody, do Ruhpolding

Aktualizacja: 12.01.2009 08:31 Publikacja: 11.01.2009 17:10

Sikora dogonił marzenie

Foto: AFP

Jak zostawać liderem Pucharu Świata, to najlepiej w Oberhofie, miejscu, które dla biatlonu jest tym, czym dla skoków Zakopane czy Willingen. Sceną weekendowej zabawy przy muzyce, sporcie, kiełbaskach i grzanym winie, najchętniej oglądanym w telewizji wydarzeniem sezonu.

Niemcy piszą o Oberhofie jak my o Stadionie Śląskim: kocioł czarownic, w którym biatloniści nie słyszą na strzelnicy swojego oddechu. Biegną przy sztucznym świetle, przy trasie stoi 25 tysięcy widzów, czekających na niemieckie sukcesy, ale potrafiących docenić klasę innych. Tomasz Sikora chwalił ich już rok temu, gdy oklaskiwali jego pucharowe zwycięstwo tak, że czuł się jakby biegł w Polsce.

Kiedyś nie przepadał za Oberhofem, narzekał na wiatr na strzelnicy, ale ostatnio trasa w Turyngii kojarzy mu się tylko dobrze. W 2004 został tu mistrzem świata, wygrał w poprzednim sezonie, a w sobotę na mecie sprintu, gdy Niemcy świętowali drugie miejsce Michaela Roescha, Rosjanie wygraną Maksima Czudowa, kamery na długo zatrzymały się przy klęczącym na śniegu Polaku. Zmęczonym tak, że trudno było mu zapanować nad wstrząsami ciała, ale uśmiechniętym, bo wreszcie dogonił jedno ze swoich marzeń. Ruszył na trasę w czerwonej koszulce lidera sprintu, przybiegł na trzecim miejscu jako nowy lider Pucharu Świata.

Zabrał żółtą kamizelkę Emilowi Hegle Svendsenowi, który miał nad nim 10 punktów przewagi, ale stracił je po trzech pudłach na strzelnicy. Sikora pomylił się tam tylko raz, leżąc. Strzelanie w pozycji stojącej tym razem było bezbłędne, a bieg jak zwykle w tym sezonie wspaniały.

Polak zgubił wszystkich rywali z czołówki PŚ. Svendsen pudłował na strzelnicy i przybiegł 25. Michael Greis wycofał się z powodu problemów z kolanem i wróci dopiero na następne biegi w Ruhpoding. Alexander Os był jedenasty, Ole Einar Bjoerndalen 24., a Iwana Czerezowa zawieszono na pięć dni, bo jego krew okazała się zbyt gęsta. Według przepisów, to jeszcze nie jest przypadek dopingowy, na razie tylko anomalia, na którą reaguje się jak w kolarstwie i biegach, czasowym odsunięciem od startów. Ale wątpliwości pozostaną, Oberhof ma do nich pecha. To tu w poprzednim sezonie złapano i potem dożywotnio zdyskwalifikowano Finkę Kaisę Varis.

- Pierwsze dwa okrążenia wydały mi się bardzo łatwe, dopiero na trzecim poczułem, jak trudno mi się biegnie. Po mistrzostwach Polski pod koniec grudnia nie trenowałem 12 dni, czułem że muszę odpocząć - mówił Polak o sobotnim biegu. Zapowiadał, że o zachowanie żółtej koszulki będzie trudno, ale w sprincie wypracował przewagę, której - jak się okazało wczoraj - nie zniweczył jeden nieudany bieg.

Mimo aż pięciu niecelnych strzałów (dwóch leżąc, trzech stojąc) i dopiero 14. miejsca w niedzielnym wyścigu na 15 km ze startu wspólnego, pozostał liderem po jednej trzeciej sezonu. Svendsen na 15 km był czwarty i traci do niego osiem punktów w klasyfikacji łącznej. Coraz mocniejszy jest Bjoerndalen, wczoraj trzeci. Polak pozostanie na czele PŚ co najmniej do soboty, do sprintu w Ruhpolding.

Sikora startuje od dwudziestu lat, był mistrzem świata, jest wicemistrzem olimpijskim, wygrał pięć biegów Pucharu Świata (MŚ są do niego zaliczane), ale liderem został pierwszy raz. Nigdy nie był nawet na podium końcowej klasyfikacji, najwyższe miejsce to czwarte przed trzema laty. Teraz ma trzy kamizelki, lidera klasyfikacji łącznej, sprintu i biegu pościgowego.

Po drodze do żółtej koszulki były upadki, kilka razy myślał o zakończeniu kariery, bo najlepszy w tym sezonie Polak w sportach zimowych lubi ponarzekać i często miał na co. Związek biatlonowy za kadencji poprzednich władz nie był dla niego żadną pomocą, formę niweczyły kontuzje, choroby, kłopoty ze sprzętem. W poprzednim sezonie miał problemy z plecami i nieposłuszną kolbą karabinu, potem ostre przeziębienie, ale wygrał właśnie w Oberhofie, potem w Chanty Mansijsku i postanowił walczyć dalej. Aż do Vancouver, a może i kolejnych igrzysk w Soczi. Ole Einar Bjoerndalen zapowiada, że tam chce wystartować, to może i Sikora. Biatlon jest długowieczny, a jemu brakuje do kolekcji olimpijskiego złota.

[ramka][srodtytul]Wszyscy na jednego[/srodtytul]

[i]Roman Bondaruk, trener polskiej kadry[/i]

[b]"Rz": Żółta koszulka lidera to dla Tomasza Sikory i pana nagroda, czy raczej zobowiązanie?[/b]

[b]Roman Bondaruk[/b]: I jedno i drugie. Tomek jest bardzo szczęśliwy, spełnił jedno ze swoich największych marzeń. Ta koszulka to znak dla widzów: patrzcie, biegnie jeden z najlepszych. Ale nam to nie wystarcza. Można nosić numer lidera, a z mistrzostw świata czy igrzysk olimpijskich wrócić bez zwycięstwa. Posmakował tego Ole Einar Bjoerndalen trzy lata temu w Turynie.

[b]Był taki moment niedzielnego biegu, gdy się pan już pogodził z tym, że Tomek straci prowadzenie w Pucharze Świata?[/b]

Nadzieję zachowuję zawsze, tu wszystko mogło się zdarzyć. Tomek pudłował, ale inni też. Warunki były bardzo trudne, wiało. Żaden zawodnik nie skończył biegu bez karnej rundy, zwycięzca miał dwie. Wierzyłem, że Tomek nie da się dogonić Svendsenowi, a teraz chcemy obronić przewagę również w Ruhpolding. Co będzie dalej, nie sposób przewidzieć. Trudno być cały sezon w takiej samej formie. O bieganie jestem spokojny, Tomek na pewno utrzyma tempo do mistrzostw świata w Pyeong Chang (14-22 lutego), a bieg to dziś jego siła. Problemem bywa strzelanie. Za metą w Oberhofie powiedział mi, że nogi go niosły, narty były dobrze posmarowane, tylko psychicznie ciężko się było po tylu pudłach podnieść.

[b]Mistrzem świata Sikora już był, a Pucharu Świata jeszcze nie wygrał. Po świetnym początku sezonu cele się nie zmieniają?[/b]

Celem zawsze są mistrzostwa świata i igrzyska, bo to takie imprezy, na które trzeba trafić z formą w punkt, a w PŚ zawsze jest czas, żeby odrobić straty.

[b]Mierzycie w złoto w Korei?[/b]

W medal. A jak będzie więcej niż jeden, wspaniale.

[b]Tam trzeba będzie w każdej konkurencji biegać przy sztucznym świetle. Biatloniści tego nie lubią, ale Tomaszowi Sikorze, patrząc po wynikach z Oberhofu, wieczorne bieganie służy.[/b]

Prawda jest taka, że narzekają wszyscy, ale i wszyscy mają równe warunki. Można się przyzwyczaić, bo takie biegi są i w Oberhofie, i w Ruhpolding, ale bywa trudno. Nie widać dobrze tarczy, światło jest różnie ustawione. W Oberhofie na pierwszym treningu reflektory na strzelnicy raziły w oczy i dopiero po proteście u delegata technicznego ustawiono je pod innym kątem. Podczas mistrzostw świata będziemy startować wieczorem, żeby europejskie telewizje nie pokazywały biegów w środku nocy. To one dyktują, w którą stronę ma iść biatlon.

[b]Głównym rywalem lidera będzie nadal Svendsen, czy jednak Bjoerndalen?[/b]

Układ sił w biatlonie jest dziś taki, że konkurentów Tomka nie wymieniam po nazwiskach, ale całymi drużynami. Norwegowie, Rosjanie, znakomici Niemcy, którzy mieli w sprincie czterech zawodników w czołowej dziesiątce. Wszyscy na jednego, bo Tomek nie ma za sobą mocnej reprezentacji. Wie, że kibice i media patrzą tylko na niego, czuje odpowiedzialność, nie może się przed nią schować za niczyje plecy. Ale nie szkodzi, on jest odporny i znakomicie przygotowany również psychologicznie.

[b]Jak pan wytłumaczy tę znakomitą formę?[/b]

On jest nie od dziś wybitnym sportowcem, a teraz omijają go problemy. Nie ma kontuzji, przeziębień, kłopotów ze sprzętem. Zmienił przed sezonem narty i wiązania na najnowocześniejsze, biega teraz znacznie szybciej.

[b]Kłopoty organizacyjne to też już przeszłość?[/b]

Już od kilkunastu miesięcy, po zmianie władz związku. Mamy wszystko, czego potrzebujemy: sprzęt, dobre hotele, wszystko o co Tomek poprosi. Jest po prostu normalnie, nic tylko trenować i startować.

[i]- rozmawiał Paweł Wilkowicz[/i]

[/ramka]

Jak zostawać liderem Pucharu Świata, to najlepiej w Oberhofie, miejscu, które dla biatlonu jest tym, czym dla skoków Zakopane czy Willingen. Sceną weekendowej zabawy przy muzyce, sporcie, kiełbaskach i grzanym winie, najchętniej oglądanym w telewizji wydarzeniem sezonu.

Niemcy piszą o Oberhofie jak my o Stadionie Śląskim: kocioł czarownic, w którym biatloniści nie słyszą na strzelnicy swojego oddechu. Biegną przy sztucznym świetle, przy trasie stoi 25 tysięcy widzów, czekających na niemieckie sukcesy, ale potrafiących docenić klasę innych. Tomasz Sikora chwalił ich już rok temu, gdy oklaskiwali jego pucharowe zwycięstwo tak, że czuł się jakby biegł w Polsce.

Pozostało jeszcze 92% artykułu
kajakarstwo
Klaudia Zwolińska szykuje się do nowego sezonu. Cel to mistrzostwa świata
Kolarstwo
Strade Bianche. Tadej Pogacar upada, ale wygrywa
Kolarstwo
Trwa proces lekarza, który wspierał kolarzy. Nie zawsze były to legalne sposoby
Inne sporty
Czy peleton zwolni? Kolarze czują się coraz bardziej zagrożeni
Materiał Promocyjny
Współpraca na Bałtyku kluczem do bezpieczeństwa energetycznego
Kolarstwo
Michał Kwiatkowski wciąż jeszcze wygrywa
Materiał Promocyjny
Sezon motocyklowy wkrótce się rozpocznie, a Suzuki rusza z 19. edycją szkoleń