Jak zostawać liderem Pucharu Świata, to najlepiej w Oberhofie, miejscu, które dla biatlonu jest tym, czym dla skoków Zakopane czy Willingen. Sceną weekendowej zabawy przy muzyce, sporcie, kiełbaskach i grzanym winie, najchętniej oglądanym w telewizji wydarzeniem sezonu.
Niemcy piszą o Oberhofie jak my o Stadionie Śląskim: kocioł czarownic, w którym biatloniści nie słyszą na strzelnicy swojego oddechu. Biegną przy sztucznym świetle, przy trasie stoi 25 tysięcy widzów, czekających na niemieckie sukcesy, ale potrafiących docenić klasę innych. Tomasz Sikora chwalił ich już rok temu, gdy oklaskiwali jego pucharowe zwycięstwo tak, że czuł się jakby biegł w Polsce.
Kiedyś nie przepadał za Oberhofem, narzekał na wiatr na strzelnicy, ale ostatnio trasa w Turyngii kojarzy mu się tylko dobrze. W 2004 został tu mistrzem świata, wygrał w poprzednim sezonie, a w sobotę na mecie sprintu, gdy Niemcy świętowali drugie miejsce Michaela Roescha, Rosjanie wygraną Maksima Czudowa, kamery na długo zatrzymały się przy klęczącym na śniegu Polaku. Zmęczonym tak, że trudno było mu zapanować nad wstrząsami ciała, ale uśmiechniętym, bo wreszcie dogonił jedno ze swoich marzeń. Ruszył na trasę w czerwonej koszulce lidera sprintu, przybiegł na trzecim miejscu jako nowy lider Pucharu Świata.
Zabrał żółtą kamizelkę Emilowi Hegle Svendsenowi, który miał nad nim 10 punktów przewagi, ale stracił je po trzech pudłach na strzelnicy. Sikora pomylił się tam tylko raz, leżąc. Strzelanie w pozycji stojącej tym razem było bezbłędne, a bieg jak zwykle w tym sezonie wspaniały.
Polak zgubił wszystkich rywali z czołówki PŚ. Svendsen pudłował na strzelnicy i przybiegł 25. Michael Greis wycofał się z powodu problemów z kolanem i wróci dopiero na następne biegi w Ruhpoding. Alexander Os był jedenasty, Ole Einar Bjoerndalen 24., a Iwana Czerezowa zawieszono na pięć dni, bo jego krew okazała się zbyt gęsta. Według przepisów, to jeszcze nie jest przypadek dopingowy, na razie tylko anomalia, na którą reaguje się jak w kolarstwie i biegach, czasowym odsunięciem od startów. Ale wątpliwości pozostaną, Oberhof ma do nich pecha. To tu w poprzednim sezonie złapano i potem dożywotnio zdyskwalifikowano Finkę Kaisę Varis.