Bieg na 10 kilometrów krokiem łyżwowym, ze startu wspólnego, to w Pucharze Świata rzadkość. – Więcej w nim główkowania i przepychanek niż wysiłku, nie startowałam w tej konkurencji od czterech lat – opowiada Polka.
Wszystko dzieje się szybko i w tłumie, na każdym zakręcie trzeba uważać: na siebie, na kijki, narty. I na kijki rywalek. – Mam poharataną nogę, bo jedna z dziewczyn przypadkiem wbiła mi w nią kijek. Właśnie wtedy doszłam do wniosku, że za nerwowa jestem na taką zabawę, wolę uciec grupie, niż ciągle patrzeć pod nogi.
Plan był nieco inny. Kowalczyk ustaliła z trenerem, że ma się trzymać na czele stawki jak najdłużej, a ucieczkę zacząć dopiero dwa podbiegi przed metą. – Nie wytrzymałam, to był karygodny błąd taktyczny. Przedobrzyłam, potem usłyszałam od trenera kilka nieprzyjemnych uwag – mówi Kowalczyk.
[wyimek]33 punkty dzielą Kowalczyk od Kuitunen, trzeciej w klasyfikacji PŚ [/wyimek]
Polka prowadziła po szóstym i po ósmym kilometrze, zanosiło się na jej trzecie zwycięstwo w tym sezonie. – Potem zabrakło sił, na 300, 400 m przed metą dziewczyny zaczęły mnie wyprzedzać. Wbiegłyśmy całą grupą, jedna za drugą.