Seryjny zwycięzca, który bawi się pracą

Ole Einar Bjoerndalen. Duma Norwegii, żywa legenda biatlonu. Zdobył wszystko, co jest do zdobycia, bije rekordy zwycięstw i mimo skończonych 35 lat wciąż nie ma dość

Publikacja: 20.02.2009 21:36

Ole Einar Bjoerndalen

Ole Einar Bjoerndalen

Foto: AFP

Trudno znaleźć w nim skazę. Sportowy wzór pod każdym względem. Niemal zawsze uśmiechnięty, uprzejmy dla każdego. Od kilkunastu lat rządzi w biatlonowym świecie i budzi ogromny respekt nowych pokoleń rywali.

Nie przylegają do niego dopingowe podejrzenia, choć w biatlonie jest wiele czarnych owiec. Tylko raz Światowa Agencja Antydopingowa pokazała mu żółtą kartkę, gdy kontrolerzy nie zastali go w zadeklarowanym miejscu pobytu, ale miał na to wiarygodne usprawiedliwienie.

[srodtytul]Sprzedawca odkurzaczy [/srodtytul]

Pierwsze zawody pucharowe wygrał w 1996 roku. Data ma znaczenie. Przed nią był uważany za zdolnego biegacza, który jest zbyt nerwowy na strzelnicy. Wówczas spotkał w Trondheim Oyvinda Hammera, energicznego sprzedawcę odkurzaczy i środków odświeżania powietrza, po godzinach specjalistę od treningu mentalnego.

Odkrycie tego prywatnego guru okazało się przełomem w karierze Bjoerndalena. Sportowiec rozmawiał z nim codziennie. Wspólnie ukuli hasło przewodnie: Baw się pracą i traktuj życie prosto.

Efekt jest taki, że podczas konferencji prasowych niemal zawsze widzimy uśmiechniętą twarz Ole Einara i słyszymy słowa: – Lubię wolne trasy, lubię szybkie. Lubię trudne warunki, lubię śnieg i lubię słońce. Wszystko mi się podoba.

[srodtytul]Dobry interes [/srodtytul]

Hammer nauczył Bjoerndalena pozytywnego myślenia, równoważenia wysiłku biegu z koncentracją na strzelnicy, pokazał także, jak znaleźć wewnętrzny spokój. Został oficjalnym członkiem ekipy Norwega na igrzyskach olimpijskich i mistrzostwach świata. Brał udział w zgrupowaniach przed Pucharem Świata. Bjoerndalen mówi dziś, że się dziwi, iż tak niewielu jego rywali korzysta z pomocy trenera umysłu.

Hammer nie boi się porównania sprzedaży drogich odkurzaczy z pracą z Bjoerndalenem. Efektywna sprzedaż i celne strzelanie to to samo – twierdzi. – Nie możesz się zniechęcać, jak ci nie idzie. Idziesz dalej, koncentrujesz się na następnym celu lub kliencie. Może kiedyś będziemy bardziej doceniani. Przecież gdy spotkałem Bjoerndalena, nie był sportową supergwiazdą, nawet nie było go stać na mój odkurzacz. A teraz wystarczy popatrzeć: zrobiliśmy razem dobry interes – dodaje.

W biatlonie nie ma oszałamiających pieniędzy, nie ma porównania z tenisem, narciarstwem alpejskim, a nawet ze skokami. Z nagród i wsparcia sponsorów da się jednak żyć. Bjoerndalen za cztery złote medale olimpijskie w Salt Lake City otrzymał skromną premię od norweskiego komitetu olimpijskiego, ale podpisał także pierwszy kontrakt z firmą Odlo, producentem odzieży sportowej, wart 300 tys. dolarów. Sygnowane nazwiskiem mistrza kolekcje można dziś kupować na oficjalnej stronie internetowej sportowca.

Jego wizerunek jest teraz w cenie. Oprócz Odlo korzystają z niego TelDaFax – niemiecka firma telekomunikacyjna, norweska Bama – hurtowy dostawca owoców i warzyw (także główny sponsor norweskiej reprezentacji piłkarskiej), XL -Bygg – skandynawska sieć sklepów budowlanych i SüdTirol – okręg turystyczny w północnych Włoszech.

Bogate portfolio uzupełniają Madshus – dostawca nart, Casco – producent kasków i okularów, Rottefella, która robi wiązania narciarskie, i Bridgedale – sportowe skarpety.

[srodtytul]Dwa domy [/srodtytul]

W tej sytuacji premie z Pyeongchang (10 tys. euro za każde zwycięstwo od Międzynarodowej Unii Biatlonu i 100 tys. koron norweskich, czyli ok. 11,5 tys. euro, za każde złoto od sponsora federacji) nie są najważniejszymi pozycjami dochodu sportowca. Ma też inne interesy: buduje w miejscowościach górskich ładne apartamenty do wynajęcia. Do tego biznesu wciągnął go inny legendarny norweski sportowiec biegacz Bjoern Daehlie.

Bjoerndalena stać na dwa własne domy, oba ma w pięknej okolicy. Jeden w Toblach (Dobiacco) we Włoszech, tam jego rodzice prowadzą hotel, drugi w Obertilliach w Austrii. Od 2006 roku mieszka w nich z żoną Nathalie Santer, niegdyś dobrą włoską biatlonistką (startowała też w barwach Belgii). – Jestem chłopakiem z wioski. W górach znajduję spokój, równowagę ducha, tam mogę się przygotowywać do sezonu – powtarza. Rodzinę powiększy, jak skończy karierę. – Będę miał na to dużo czasu – mówi.

[srodtytul]150 km od Oslo [/srodtytul]

Urodził się na prowincji, w miejscowości Simostranda w południowo-wschodniej Norwegii, 150 km od Oslo. Do największego w okolicy miasta Drammen jest 40 km. Do dziś jest członkiem lokalnego klubu Simostranda IL.

Mógł przy domu rodzinnym biegać na nartach, ile chciał. Najpierw tylko biegał, ale się szybko znudził. Zobaczył, jak starszy o cztery lata brat Dag zapisuje się do sekcji biatlonu i poszedł za nim, potem dołączył młodszy Hans Anton. To był pierwszy "Team Bjoerndalen". Ma jeszcze dwie siostry, które biatlonistkami nie zostały.

[srodtytul]Z karabinem w łóżku [/srodtytul]

O swojej broni mówi, że jest kobietą. – Dlatego, że jest delikatna, trzeba się ostrożnie z nią obchodzić, traktować z szacunkiem. Rozmawiam z nią codziennie, trzymam koło łóżka, a jak żona nie widzi, to nawet biorę czasem do poduszki – powiedział kiedyś w wywiadzie. Jednego karabinka używa co najmniej kilka lat. Ten z Korei na pewno pojedzie na igrzyska w Vancouver.

Kiedyś policzono, że co roku strzela podczas treningu 15 tysięcy razy. Do tego trzeba doliczyć drugie tyle przymiarek na sucho, bez amunicji – jest czas się zżyć. Czasem, do czego nie przyznaje się za głośno, chodzi na polowania. Strzela tylko do ptaków. – Do grubszej zwierzyny nie celuję, bo pole trafienia jest za duże, to byłoby nie w porządku – wyjaśnia.

Jest zdecydowanym wrogiem zamiany prawdziwego karabinka i amunicji na rywalizację z laserem w dłoni. – Cała praca przy broni, dostrajanie celownika, wyważanie – to jest właśnie istota biatlonu – twierdzi.

Lista jego innych rozrywek nie jest długa. Wszystko ma sprzyjać głównemu sportowi: jeździ na rowerze, wspina się po górach, tylko czasem pojeździ motocyklem. Niekiedy żona wyciąga go na przejażdżki konne, ale w tym nie jest dobry.

Na powtarzane od lat pytanie, co motywuje go do uprawiania biatlonu, opowiada tak samo: – Ten sport jest piękny, daje mi mnóstwo radości, wciąż mogę być w nim lepszy, wciąż pojawiają się ludzie, którzy chcą mnie pobić, więc znowu podejmuję wyzwanie.

Dla tych, którzy nie dają się przekonać, ma prostą próbę: trzeba wybiec z domu, okrążyć biegiem budynek pięć razy, wrócić i spróbować nawlec igłę.

Trudno znaleźć w nim skazę. Sportowy wzór pod każdym względem. Niemal zawsze uśmiechnięty, uprzejmy dla każdego. Od kilkunastu lat rządzi w biatlonowym świecie i budzi ogromny respekt nowych pokoleń rywali.

Nie przylegają do niego dopingowe podejrzenia, choć w biatlonie jest wiele czarnych owiec. Tylko raz Światowa Agencja Antydopingowa pokazała mu żółtą kartkę, gdy kontrolerzy nie zastali go w zadeklarowanym miejscu pobytu, ale miał na to wiarygodne usprawiedliwienie.

Pozostało 93% artykułu
pływanie
Mistrzostwa świata w pływaniu. Brązowy medal Krzysztofa Chmielewskiego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Szachy
Dommaraju Gukesh mistrzem świata w szachach. Generacja Z przejmuje władzę
Pływanie
Mistrzostwa świata w pływaniu. Polacy zaczęli od dwóch medali
Inne sporty
Baseballista zarobi najwięcej w historii. Kontrakt, który przyćmił wszystkie inne
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Inne sporty
Indie kontra Chiny. Szachowa gra o tytuł w cieniu Norwega, którego pokonała nuda