– Nie patrzcie, kto był najlepszy na treningu czy w serii próbnej. To nie ma znaczenia. Zawody są jutro – tak mówił Adam Małysz w czasach, gdy wygrywał konkurs za konkursem. Ale przyzwyczajenie jest silniejsze: znów po udanych treningowych próbach czterokrotnego mistrza świata nadzieje na sukces w Kuopio były ogromne. Był tak blisko czołówki, że miejsce na podium wydawało się być w jego zasięgu.
Zawodnicy mówią, że skocznia w Kuopio, podobnie jak w Kuusamo, jest bardzo trudna i nie wybacza błędów. Ale Małysz zwykle radził sobie tutaj dobrze. Siedmiokrotnie stawał na podium w zawodach Pucharu Świata, dwa razy wygrywał.
Kiedy więc w serii próbnej zajął drugie miejsce za Thomasem Morgensternem znów odżyły nadzieje.
Pierwsza seria w konkursie dla wielu nie była już tak radosna. Austriacy, którzy bardzo dobrze skakali w Kuusamo, szczególnie w konkursie drużynowym, tym razem mieli problemy. Nawet takie asy jak Wolfgang Loitzl i Gregor Schlierenzauer niczym nie imponowali. A Morgensternowi i Andreasowi Koflerowi konkurs zepsuło jury, obniżając rozbieg przed ich skokami. Szefowie zawodów bali się, że Austracy wylądują poza granicą bezpieczeństwa, ale przesadzili w drugą stronę, odbierając im obu pewne wydawało się miejsca na podium.
Po pierwszej serii prowadził Simon Ammann (128,5) przed dwójką Finów, Ville Larinto (129) i Mattim Hautamaekim (127). Małysz (119,5) zajmował dziewiąte miejsce, a Stoch (115,5) 16. Pozostali dwaj Polacy, Stefan Hula i Marcin Bachleda, odpadli z rywalizacji. W drugiej serii Małysz (120,5) utrzymał dziewiątą pozycję, a o miejsca na podium trwała wspaniała walka. Najpierw włączył się do niej Morgenstern, skacząc 130 metrów, najdalej w konkursie. Wystarczyło na piąte miejsce. Tego dnia karty rozdawali Finowie. Wygrał Larinto o 0,1 pkt przed mieszkającym w Kuopio Hautamaekim. Jako ostatni skakał Ammann, który tak zaimponował w pierwszej próbie. Wylądował jednak bliżej od Finów i zajął trzecie miejsce.