Losy pierwszego miejsca rozstrzygnęła fotokomórka, bowiem Svendsen wpadł na metę razem z Francuzem Martinem Fourcadem. Obaj uzyskali czas 35.46,0. Trzeci, ze stratą 1.17,5 był lider klasyfikacji generalnej Pucharu Świata, rodak Svendsena, Tarjei Boe. Sikora miał jedno pudło i stracił do zwycięzcy 2.40,1.
Zważywszy na fakt, że Sikora wyruszył na trasę biegu dopiero z 42. numerem startowym, jego występ należy uznać za wyjątkowo udany. Żadnemu innemu zawodnikowi w sobotę nie udało się odrobić aż tylu strat, a i sam awans o 29 pozycji to rzadko spotykany wyczyn w biathlonowej rywalizacji.
Gdyby nie błąd w przedostatnim strzale Polak spokojnie wszedłby do czołowej dziesiątki. Do sklasyfikowanego na dziesiątym miejscu Słoweńca Klemensa Bauera i równo z nim finiszującego Niemca Daniela Boehma (w tym przypadku o kolejności także musiała zadecydować fotokomórka) zabrakło zaledwie 1,2 s.
Łukasz Szczurek był 52. W zawodach nie wziął udziału czołowy biathlonista niemiecki Michael Greis, który w sprincie był dziewiąty.
Svendsen odniósł 21. w karierze, a piąte w tym sezonie zwycięstwo w PŚ. Jego walka na finiszowych metrach z Francuzem była porywająca. Fourcade podczas ostatniej wizyty na strzelnicy nie pomylił się ani razu i przy wyjeździe na trasę dogonił Norwega, który akurat ukończył karną rundę. Ostatnią pętlę, do samego końca biegli ramię w ramię. Na kresce minimalnie lepszym szpagatem popisał się wicelider PŚ.