Wciąż nie wiemy dokładnie, dlaczego w styczniu z dnia na dzień zrezygnował z pracy w Polsce norweski trener kadry Jon Arne Enevoldsen. Od tego czasu reprezentacja biatlonowa funkcjonuje jako tymczasowy eksperyment, bo trudno inaczej rozumieć nominację na trenera męskiej kadry dla Tomasza Sikory i fakt, że najlepsza z Polek Agnieszka Cyl wciąż de facto trenuje z Enevoldsenem – według jego planów, będąc w stałym kontakcie telefonicznym i e-mailowym z Norwegiem. Ale najważniejsze, że wreszcie są jakieś powody do optymizmu.
Sikora właśnie pierwszy raz w tym sezonie stanął na podium, zajął drugie miejsce w biegu masowym w Fort Kent, w ostatniej próbie przed mistrzostwami świata w Chanty-Mansyjsku (3 – 13 marca). Teraz jedzie samotnie po ciszę i spokój do Langdorf niedaleko Bawarskego Parku Narodowego. Będzie korzystał z porad Tomasza Bernata – do niedawna asystenta Enevoldsena.
Część kadry kobiecej będzie ćwiczyć z trenerem Adamem Kołodziejczykiem na obozie w Obertillach. Także tam wybiera się Agnieszka Cyl. Wciąż nie wiadomo, kto 27 lutego wsiądzie z Sikorą i Cyl do samolotu z Monachium do Chanty-Mansyjska. – Może tak być, że niektórzy przylecą później. Składu jeszcze nie podajemy – mówi prezes związku Zbigniew Waśkiewicz.
Tomasz Sikora wierzy, że decyzja o treningu od stycznia wedle własnych planów zaczyna przynosić efekty. – Forma rośnie. Strzelanie już jest dobre, w bieganiu widać wyraźny postęp i wiem, że to nie jest szczyt moich możliwości – mówi.
– Poświęciłem Puchar Świata, myślę już tylko o mistrzostwach. Lubię rosyjskie trasy, lubię, jak jest chłodno – im zimniej, tym lepiej. Moim celem jest teraz medal na Syberii, chciałbym wykorzystać jakąś szansę – dodaje.