Paweł Wilkowicz z Oslo
Oni pierwsi zaczynają dzień na mistrzostwach i ostatni go kończą. Pracują po kilkanaście godzin na trasach i w kabinach pachnących nakładanymi na ciepło smarami. Pochodne ropy, związki fluoru, samo zdrowie. Pylące proszki wcierają w specjalnych maskach z rurą i urządzeniem do filtrowania i tłoczenia powietrza.
– Dziś mam wolne, Justyna nie biega – śmieje się Are Mets. Wolne oznacza, że do kabiny przy trasach przyszedł tylko rano, a potem będzie mógł sobie pobiegać dla przyjemności. Choć, jak mówi, serwismen nie umie biegać bezmyślnie. Cały czas się łapie na analizowaniu, czy narty idą szybko i dlaczego.
Jest ich w sztabie Kowalczyk czterech: Estończycy Mets i Peep Koidu, Mateusz Nuciak oraz asystent trenera Rafał Węgrzyn, który ma podobną sylwetkę do Justyny i testuje jej narty. Wszyscy biegali albo nadal biegają. Węgrzyn chodził do tej samej sportowej szkoły w Zakopanem co Justyna. Nuciak jeszcze od czasu do czasu zgłasza się do zawodów.
Szefem jest Mets. To on wyszukał dla polskiego sztabu Peepa. Milczka, jakby wyjętego z dawnych czasów, gdy serwismeni uciekali od kamer i mruczeli coś w odpowiedzi. Dziś bywają gwiazdami. Gdy Perry Olsson w poniedziałek wracał po zwycięstwie Marit Bjoergen do swojego królestwa parafin, proszków, mydełek, szczotek i żelazek, niosąc pod pachą narty mistrzyni, kibice w Oslo zgotowali mu owację. Are i Peep znają takie chwile z Otepaeae, gdy przyjeżdżają tam z Justyną.