– Najważniejsze, że mocno nie wieje, więc da się skakać. Muszę się przecież dobrze z tą skocznią pożegnać – mówił Małysz po pierwszych lotach na mamucie w Planicy i obiecywał walkę o trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Dla siebie i dla trenera Hannu Lepistoe, który leży w szpitalu w Lahti z podejrzeniem zawału serca.
Małysz przygotował niespodziankę dla Fina, teraz ma nadzieję, że być może trener przyjedzie za tydzień na pożegnanie do Zakopanego, ale to mało prawdopodobne. Rozmawiał z nim telefonicznie w środę, Lepistoe nie dawał poznać, że jest chory. Obiecał, że sam zadzwoni, jak tylko znów dadzą mu telefon.
Małysz na pytanie, czy w związku z chorobą trenera nie myślał o wycofaniu się z konkursów z Planicy, odpowiedział, że sam Hannu sugerował mu wyraźnie, by skakał najlepiej, jak potrafi. – I tak zrobię, na razie idziemy z Andreasem Koflerem równo, ale na koniec jeden z nas okaże się lepszy. Nie będzie łatwo go wyprzedzić, bo jest w bardzo dobrej formie – twierdzi Małysz, który traci do Austriaka tylko 35 punktów.
W kwalifikacjach, które dla dziesięciu najlepszych zawodników PŚ są tylko dodatkowym treningiem, Polak skoczył 206 metrów, a Kofler pół metra bliżej. Klasę pokazali jego rodacy: Gregor Schlierenzauer (220) i Thomas Morgenstern (219,5), mistrzowie świata z Oslo.
Kwalifikacje wygrał jeden z najlepszych lotników w gronie skoczków, Słoweniec Robert Kranjec (228,5), który najdalej lądował również w treningowej serii (217,5). Tuż za nim znaleźli się dwaj Norwegowie: Anders Bardal (227) i Anders Jacobsen (210,5).