Etapów przybyło: będzie dziewięć, a nie osiem. Pieniędzy ubyło: premie będą o jedną trzecią niższe niż przed rokiem. Ale naprawdę ważna jest tylko jedna zmiana: biegnie Marit Bjoergen.
W dwóch ostatnich sezonach z Tour de Ski rezygnowała, wcześniej raz była druga, raz dziesiąta, gdy skończył jej się prąd w finałowej wspinaczce na Alpe Cermis, raz też wycofała się z Touru dwa etapy przed końcem, tłumacząc się problemami żołądkowymi. Teraz ma się wreszcie rozliczyć z Alpe Cermis i z wyścigiem. Brak zwycięstwa w Tourze to już ostatnia biała plama w jej karierze.
850 pkt można zdobyć w Tour de Ski: 400 za wygranie wyścigu i po 50 za zwycięstwa etapowe
Dla Bjoergen wyścig ten był zawsze koszmarem, dla Justyny Kowalczyk – prawdziwym początkiem sezonu. Tutaj się rozpędzała do dalszych sukcesów. Jako jedyna wygrała Tour dwa razy z rzędu, jako jedna z nielicznych we wszystkich pięciu edycjach dobiegła do mety. Tu pracowała w ostatnich dwóch latach na Kryształowe Kule, zdobywając w TdS jedną trzecią punktów PŚ z całego sezonu.
– Tour to jest żywioł Justyny, bo wygrywa go nie najwytrzymalsza, ale ta, która się najszybciej regeneruje. To nie to samo. Justyna ma ten dar, że po największym wysiłku jest szybko gotowa do następnego. Dlatego może zawsze iść na całość – mówi współpracujący z Kowalczyk doktor Robert Śmigielski.