Amerykańska federacja narciarska (USSA) zobowiązała się bowiem do sformułowania odpowiedzi do FIS, tylko jeszcze nie wie jakiej. Prawdę mówiąc, na razie pomysł Lindsey Vonn nie ma znaczącego poparcia. – Z oczywistych powodów mamy ogromny szacunek dla osiągnięć Lindsey w sporcie oraz dla jej życzenia pokazującego pragnienie poszukiwania nowych wyzwań, ale jeszcze nie odbyliśmy odpowiedniej dyskusji. Podejmiemy zatem decyzję po uwzględnieniu wszelkich aspektów problemu z udziałem wszystkich zainteresowanych stron – powiedział Tom Kelly, wiceprzewodniczący USSA ds. komunikacji, co dałoby się ująć krótko: tak łatwo to jej nie pójdzie.
Vonn, choć mistrzyni nad mistrzynie, chyba nie uwzględniła faktu, że jej piękna dyscyplina, jak większość innych, zależy od telewizji, w tym roku od potężnej stacji NBC, która postanowiła transmitować na żywo alpejski Puchar Świata. W tygodniu, w którym Lindsey chciała zjeżdżać z alpejczykami w Kanadzie, stacja zaplanowała bogaty weekendowy przekaz ze startów kobiecych w USA, konkretnie ze slalomów w Aspen w stanie Kolorado. W zapowiedziach programowych NBC już w sierpniu napisano: „W weekend Święta Dziękczynienia pokażemy na żywo zawody z udziałem mistrzyń olimpijskich Lindsey Vonn i Julii Mancuso z Nature Valley Aspen". Takich zapowiedzi NBC chętnie nie zmienia.
Drugi kij na Lindsey znaleźli co sprytniejsi działacze FIS, którzy uznali, że obowiązkowe treningi i start alpejki w Lake Louise dadzą jej znaczną przewagę nad koleżankami w następnym tygodniu pucharowym i w zasadzie mistrzynię zjazdu należałoby z tego powodu zdyskwalifikować na czas startów kobiet w kanadyjskim ośrodku. Dwa zjazdy i jeden supergigant odjęty od pucharowych zysków to duża strata punktów – sposób nacisku na narciarkę widać jak na dłoni.
Przemycane są także po cichu sugestie ekspertów, że nawet znakomity przejazd Vonn po męskiej trasie zakończyć się może wynikiem o jakieś 5 sekund gorszym od najlepszych, co raczej nie będzie sprzyjać poprawie wizerunku alpejki i kobiecego narciarstwa, tylko utrwali przekonanie, że na stokach równej rywalizacji nie ma i nie będzie.
Można zrozumieć niepokój działaczy, bo to precedens i zamieszanie, ale czy warto przeszkadzać, by Lindsey Vonn dostała szansę jaką w tenisie wykorzystała w 1973 roku Billie Jean King, gdy w „Bitwie Płci" pokonywała Bobby'ego Riggsa? Szanse, że alpejce się uda, są, przyznajmy, nieznaczne.
Historia sportu zna trochę przypadków podobnej rywalizacji, ale sukcesy kobiet można policzyć na palcach i to z zastrzeżeniem, że nie były to wielkie zwycięstwa: parę ładnie wygranych piłek przez Jackie Mitchell w meczu baseballowym w barwach Chattanoga Lookouts przeciw New York Yankees w 1931 roku, sukces dżokejki Julii Kron w prestiżowym wyścigu Belmont Stakes w 1993 roku, zwycięstwo zapaśniczki Michaeli Hutchinson (kategoria do 103 funtów) w zawodach stanowych na Alasce, wygrana Alexis Thompson w golfowym turnieju zawodowym TPC Eagle Trace czy tytuł dla Kelly Kulick w zawodowym turnieju kręglarskim.