W wysokich górach, z dala od wyciągów i tras zjazdowych, widać czasem na ośnieżonych zboczach, wśród skał, kreski samotnych narciarskich śladów. Możliwość zostawienia ich na dziewiczym stoku to przywilej narciarzy uprawiających skitouring. Jego miłośnicy omijają szerokim łukiem kolejki linowe i zatłoczone jak dworce kolejowe „centra alpejskie", z barami i sklepami. Ich dzień w górach upływa głównie na mozolnym podchodzeniu na odległy górski wierzchołek czy trudno dostępną przełęcz. Nagrodą za ów trud jest niezakłócony niczym kontakt z alpejską czy tatrzańską naturą – i długi zjazd po nietkniętym śniegu, po stokach, na których zimą można spotkać tylko kozice.
Skitouring stał się modny w Alpach przed około 200 laty – jako reakcja na niebywały rozwój „przemysłu narciarskiego", z jego wyciągami, tysiącami kilometrów tras zjazdowych, ratrakami i armatkami śnieżnymi – i często uważany jest za stosunkowo nową formę sportu lub turystyki zimowej. W rzeczywistości oznacza powrót do korzeni narciarstwa. Narty od wieków służyły ludziom do poruszania się po śniegu, chodzenia, podchodzenia i zjeżdżania. Było tak aż do czasu, gdy w górach zaczęto po II wojnie światowej budować masowo wyciągi, a nowe buty i wiązania, zaprojektowane specjalnie do zjeżdżania, sprawiły, że stopy narciarza całą powierzchnią przywarły do nart.
Stopa w górę
W muzeach sportu można obejrzeć narty z wiązaniami, w których piętę narciarza przytrzymywała masywna sprężyna lub paski – tak że można było ją unosić. Ułatwiało to chodzenie, ale utrudniało zjeżdżanie. Konstruktorzy nart skitourowych poradzili sobie z tą niedogodnością. Produkowane obecnie wiązania pozwalają na swobodne podnoszenie pięt podczas podchodzenia. Przed zjazdem należy buty w wiązaniach zablokować, co upodabnia narty skitourowe do zwykłych, zjazdowych. Zablokować trzeba też buty, które podczas podchodzenia umożliwiają ruch w stawach skokowych. Same narty skitourowe, taliowane, czyli carvingowe, przypominają do złudzenia zjazdowe. Są jednak od nich o połowę lżejsze. Skitourowcy używają też innych kijków, teleskopowych, które wydłuża się podczas podchodzenia, a skraca przed zjazdem. Możliwość swobodnej włóczęgi po górach sporo niestety kosztuje. Narty, buty i wiązania to razem wydatek w wysokości co najmniej 3 tys. zł. Do tego trzeba doliczyć jeszcze foki, czyli paski, które mocuje się do ślizgów nart przed podchodzeniem. Niegdyś rzeczywiście wykrawano je z foczej skóry. Układ włosków sierści nie przeszkadzał w poruszaniu się w przód, ale zapobiegał w pewnym stopniu ślizganiu się nart do tyłu. Obecnie foki produkuje się najczęściej z nylonu, ale i tak kosztują kilkaset złotych. Miłośnik skitouringu musi jak widać liczyć się z poważnymi wydatkami, ale warto pamiętać, że powinny one dość szybko się zwrócić – dzięki oszczędnościom na opłatach za wyciągi.
Narty skitourowe zbliżyły narciarzy do gór, stwarzając atrakcyjną alternatywę dla monotonnego, powtarzalnego szusowania na przygotowanych trasach. Skitouring ma wiele odmian. Często np. kojarzy się go ze skialpinizmem. O tej ekstremalnej formie narciarstwa bywa głośno przy okazji wielkich wyczynów, takich jak przed laty pierwszy zjazd z Mount Everestu. Skialpinista zdobywa górskie wierzchołki lub dociera do innych niedostępnych miejsc w górach, by zjechać z nich wśród skał, stromymi stokami czy wąskimi żlebami. To sport połączony rzeczywiście z dużym ryzykiem, tylko dla wybranych. Do jego uprawiania konieczne są wysokie kwalifikacje wspinaczkowe, doskonała umiejętność jazdy na nartach, wszechstronna znajomość gór i świetna kondycja. Skitouring w wersji bardziej popularnej, turystycznej dostępny jest dla wszystkich, którzy dobrze jeżdżą na nartach i potrafią poruszać się w górach.
– Ktoś, kto świetnie sobie radzi, jeżdżąc na przygotowanych trasach, może jednak podczas pierwszej wyprawy skitourowej mieć poważne trudności. Technika, jaką wykorzystuje się podczas jazdy na ubitym stoku, nie wystarcza, gdy trzeba zjeżdżać w głębokim mokrym śniegu czy po szreni. Zanim wyruszy się na nieprzecierane szlaki, trzeba poćwiczyć stare, prawie zapomniane elementy techniki narciarskiej, jak pług czy skręty z oporu – ostrzega Zbigniew Górski, ratownik GOPR, przewodnik sudecki i instruktor narciarstwa ze Szkoły Górskiej z siedzibą w schronisku „Samotnia" w Karkonoszach.