Męski zjazd, dla wielu najważniejsza konkurencja mistrzostw w Schladming, odbył się w sobotę. Svindal był pod każdym względem lepszy od reszty – nie popełnił żadnego błędu technicznego, wytrzymał trudy trasy, ryzykował, gdzie warto było ryzykować, jechał spokojnie, gdy tego wymagały okoliczności.
Wpaść w kłopoty na zlodzonej i wyboistej trasie Planai było łatwo. Widoczność słaba, lekki śnieżek też nie pomagał. Mocne nogi trzeba było mieć do ostatniego zakrętu, bo nawet tam groziło wypadnięcie poza nadmuchiwaną bramę na mecie.
– Mój plan zakładał nacisk do ostatniego wypłaszczenia, tam dwie bramki kierunkowe przejechałem zgodnie z taktyką bez szaleństw, by na końcu znów przyspieszyć. Nigdy nie ma idealnych przejazdów, ale ten w Schladming był rzeczywiście bardzo dobry – mówił mistrz.
Rywale gratulowali, kiwali z uznaniem głowami, nikogo zwycięstwo Norwega nie zaskoczyło, jest liderem Pucharu Świata, w wieku 30 lat osiągnął pełną sportową dojrzałość. Sukcesy miał już wcześniej, jest mistrzem olimpijskim w supergigancie z Vancouver, mistrzem świata był cztery raz razy, dwukrotnie zdobywał Puchar Świata, ale dopiero teraz dostrzega się, że jest jedną z najważniejszych postaci na stokach alpejskich.
Pochodzi z małej miejscowości pod Oslo. Rodzice, jak większość Norwegów, bez nart nie wyobrażali sobie żadnych wakacji. Akselowi kupili pierwsze deski, gdy miał trzy lata. Dziadkowie mieli domek w Geilo (to znany norweski ośrodek narciarski) i też pomagali w sportowej edukacji.