Największą przegraną olimpijskiego sezonu jest Vonn. Dziesięć miesięcy temu mistrzyni olimpijska w zjeździe i brązowa medalistka w supergigancie zerwała więzadła krzyżowe i boczne w prawej nodze. W grudniu wróciła do rywalizacji, ale z trzech startów w Pucharze Świata nadzieję na dobry wynik w Soczi dało tylko piąte miejsce w supergigancie w Lake Louise. Niespełna dwa tygodnie później Vonn nie ukończyła zjazdu w Val d'Isere. – Bardziej niż teraz kolano boleć mnie już nie może – powiedziała po tym starcie i wkrótce zrezygnowała z igrzysk.
Trzykrotna medalistka olimpijska Julia Mancuso rzadko w tym sezonie kończy zawody Pucharu Świata w czołowej piętnastce. Formę chce szlifować na treningach. Gwarancji wysokiej dyspozycji w Soczi nie ma żadnej.
Mało startów, ?dużo treningu
W tej sytuacji największe nadzieje medalowe daje dziś Amerykanom Mikaela Shiffrin, która we Flachau we wtorek odniosła siódme zwycięstwo w zawodach PŚ, a trzecie w tym sezonie (wszystkie w slalomie).
W Pucharze Świata Shiffrin debiutowała w wieku niespełna 16 lat, w lutym 2011 roku w slalomie w Szpindlerowym Młynie. W listopadzie w Aspen tę samą konkurencję ukończyła na ósmej pozycji, w grudniu w Lienzu była trzecia, po raz pierwszy stając na podium. Na dobre jej gwiazda rozbłysła w sezonie 2012/2013 – w Schladming zdobyła tytuł mistrzyni świata w slalomie, a cztery zwycięstwa i sześć podiów w PŚ przełożyły się na triumf w klasyfikacji końcowej tej konkurencji.
Kluczem do sukcesu i błyskawicznego awansu do światowej czołówki okazało się... mało startów. Rodzice Mikaeli postawili na trening, a nie ściganie się w juniorskich cyklach i jeżdżenie z zawodów na zawody. A zapału do doskonalenia umiejętności nigdy jej nie brakowało. W dzieciństwie Shiffrin spędzała na stokach po pięć godzin dziennie, więcej niż większość trenujących z nią rówieśników.