Pieniądze musiały się znaleźć

Gdy Władimir Putin wskazał na Soczi jako gospodarza igrzysk, nie sądził, że o ich sukcesie może decydować kijowski Majdan.

Publikacja: 07.02.2014 12:20

– Przyjemnie popatrzeć, jak zmieniło się to miejsce od czasu, gdy je wybrałem – powiedział niedawno prezydent Rosji w pokazanym w telewizji filmie dokumentalnym. Opowiedział, że w 2001 lub w 2002 roku był w tej okolicy, podróżując jeepem, i zachwycił się urodą Krasnej Polany. Przekonał bez trudu do swego pomysłu Rosyjski Komitet Olimpijski i dalej już poszło.

Międzynarodowy Komitet Olimpijski (MKOl) 4 czerwca 2007 roku w Gwatemali przyznał Soczi prawo organizacji igrzysk. W porywającym przemówieniu Putin przekonywał, że nie ma lepszego zakątka na świecie. – Równocześnie jest  tam wiosna na plaży i zima w górach. Śnieg gwarantowany – mówił prezydent. Salzburg odpadł w pierwszym głosowaniu. W kolejnym Soczi uzyskało 51 głosów, podczas gdy koreański Pyeongchang 47.

Kości zostały rzucone. Kreml przystąpił do pracy energicznie. W grudniu tego samego roku uchwalono Ustawę nr. 310 o igrzyskach olimpijskich. Liberalizowała przepisy budowlane, ułatwiając wywłaszczenia w regionie Soczi.

Był to już czas, gdy rosyjska gospodarka odczuwała boleśnie skutki światowego kryzysu gospodarczego, ale na Kremlu się tym nie przejmowano. Pieniądze na igrzyska musiały się znaleźć. Tak jak znajdą się na organizację piłkarskich mistrzostw świata w 2018 roku i na zimową uniwersjadę rok później w Krasnojarsku.

Zajka, czyli zajączek

Wkrótce nastąpiła prezentacja maskotek, misia polarnego, leoparda i zająca. Wyboru pierwszego zwierzęcia dokonał Dmitrij Miedwiediew, kierując się swym nazwiskiem. Leopard to ulubione zwierzę Władimira Putina. Ale skąd zając? Bo zając po rosyjsku to zajka, często używane pieszczotliwe określenie ukochanej osoby, zwłaszcza kobiety. A kobietą tą ma być 31-letnia była gimnastyczka Alina Kabajewa, o której mówi się w Moskwie, że jest od lat partnerką Putina, rozwiedzionego oficjalnie w roku ubiegłym.

Po wyborze maskotek przyszedł czas na spektakl z ogniem olimpijskim, który od października 2013 roku wędruje po Rosji. Zawitał do 2900 miejscowości, zanurzył się w wodach Bajkału, powędrował w kosmos, podróżował autobusem miejskim, pociągami i samolotami. Pokonał w sumie 65 tys. km, cały kraj był wniebowzięty. Ogień olimpijski przypominał wszystkim o wielkości Rosji Putina, potędze kraju, w którym zapomniano, że jeszcze nie tak dawno w kasie państwowej nie było pieniędzy na wypłatę głodowych emerytur.

To nic, że Soczi leży w klimacie subtropikalnym i w lutym temperatura sięga czasami kilkunastu stopni. W Krasnej Polanie, gdzie odbędą się konkurencje alpejskie, jest chłodniej. Z ostatnich prognoz wynika jednak, że „olimpijski luty" nie zawiedzie organizatorów. Temperatury będą ujemne nocą i nieco powyżej zera w ciągu dnia. Śniegu też nie zabraknie. Tysiące ton zmagazynowano w czasie poprzedniej zimy.

Jedynym problemem jest zapewnienie bezpieczeństwa uczestnikom igrzysk. Z tego punktu widzenia Soczi jest najgorszym miejscem z możliwych. Zaledwie 300 km na wschód znajduje się buntownicza – jeszcze w niedalekiej przeszłości – Czeczenia.

Ale też ogromna Rosja nie ma poza Kaukazem zbyt wielu terenów, na których można by zorganizować tak ogromne przedsięwzięcie jak zimowe igrzyska. Jest wprawdzie Ural, ale panują tam mrożące krew w żyłach temperatury. Z drugiej strony Soczi to wybór polityczny. Miasto leży nie tak daleko od nadmorskiego kurortu Grozny, stolicy Czeczenii, będącej symbolem militarnego zwycięstwa Putina nad separatystami.

Olimpiada w Soczi będzie kosztować 60 mld dol. "Rosja będzie długo spłacać te igrzyska"

To tam w czasie drugiej wojny czeczeńskiej, rozpoczętej inwazją jesienią 1999 roku, w zbombardowanym Groznym, gdzie w centrum trudno było znaleźć kamień na kamieniu, narodził się mit Putina jako jednoczyciela ziem rosyjskich. To on poradził sobie z Asłanem Maschadowem, Chalimem Sudałajewem, Szamilem Basajewem i innymi przywódcami zbuntowanej republiki i przekazał Czeczenię w ręce klanu Kadyrowa, watażki, który rządzi twardą ręką i kosztuje miliardy rubli, ale na razie okazuje lojalność swemu mocodawcy.

To tam Putin obrósł sławą przywódcy, który sprostał zadaniu powierzonemu mu przez schorowanego Borysa Jelcyna i tzw. familię, czyli najbliższych towarzyszy związanych z rodziną ówczesnego prezydenta. Zadanie było proste: zapobiec rozpadowi Rosji, czyli tego, co jeszcze pozostało po dawnym ZSRR. Kaukaz, Daleki Wschód, nie mówiąc już o Tatarstanie, groziły wtedy oderwaniem od Rosji. Dopiero wojna wygrana przez Putina odwróciła ten trend.

Także w tym kontekście olimpiada na południu Rosji jest przedsięwzięciem politycznym i ostatecznym akordem zwycięstwa nad zbuntowanym Kaukazem. Jest przesłaniem dla świata, że wraca Rosja silna, zwarta i nikt nie może jej zdestabilizować. Nawet terroryści.

Taniec na kościach przodków

Ale jedynie w ubiegłym roku na północnym Kaukazie dokonano ponad 50 zamachów. Od października ubiegłego roku zginęło prawie 150 osób. Już to mówi o skali niebezpieczeństwa. Było ono jeszcze większe, gdy na Kremlu zapadały decyzje o ubieganiu się o przywilej organizacji igrzysk. W 2002 roku w teatrze na moskiewskiej Dubrowce zginęło 125 osób w wyniku fatalnie zorganizowanej akcji odbicia zakładników przetrzymywanych przez grupę terrorystów z Kaukazu.

Dwa lata później w Biesłanie liczba ofiar ataku oddziału Szamila Basajewa na szkołę była prawie trzykrotnie wyższa. Sam Basajew, wróg publiczny nr 1, zginął dopiero na początku 2007 roku, na krótko przed decyzją MKOl o powierzeniu Rosji igrzysk. Wojnę w Czeczenii zakończono w 2009 roku, wycofując znaczną część armii ze zbuntowanej republiki.

Ale Doku Umarow został podobno zastrzelony całkiem niedawno. Tak przynajmniej utrzymuje Ramsan Kadyrow, władca Czeczenii. Umarow stał na czele samozwańczego Emiratu Północnego Kaukazu, w którym zamierzał wprowadzić prawo szariatu. Jeszcze w lipcu ubiegłego roku wzywał swych towarzyszy do zakończenia putinowskiego „tańca na kościach naszych przodków". Umarow był dla Kremla kimś w rodzaju Bin Ladena i miał na swym koncie kilka zamachów, m.in. w moskiewskim metrze czy na podmoskiewskim lotnisku Domodiedowo.

Rosyjskie MSW szacuje liczbę uzbrojonych bojowników w tym regionie na 600 osób zorganizowanych w 40 grupach. Gotowych na wszystko, o czym świadczą niemal codzienne potyczki, zwłaszcza w Dagestanie. W dodatku kilkuset bojowników z Kaukazu Północnego walczy podobno w Syrii.

Domiar podatkowy

W sumie od słynnego rajdu Szamila Basajewa na szpital w Budionnowsku w 1995 roku w całym kraju zginęło w wyniku zamachów ponad 2200 osób i wojna na Kaukazie trwa nadal. Jak twierdzi szef Federalnej Służby Bezpieczeństwa (FSB) Aleksander Bortnikow, w roku ubiegłym w kilkudziesięciu akcjach antyterrorystycznych zginęło 260 islamskich bojowników, m.in. Murad Kaumow, domniemany organizator pierwszego samobójczego zamachu na autobus w Wołgogradzie w październiku ubiegłego roku. Potem był jeszcze zamach na dworcu. I w sumie 33 ofiary śmiertelne.

Dlatego też o bezpieczeństwo uczestników i gości olimpiady dbać będzie 50 tys. policjantów oraz tysiące pracowników służb specjalnych. Zainstalowano wyrzutnie rakietowe, setki dronów utrzymywać się będzie w powietrzu przez cały czas trwania igrzysk, wszystkie miejsca śledzi 5,5 tys. kamer, w tym kilkaset monitorowanych na bieżąco przez funkcjonariuszy FSB. Działają też systemy wykrywania łodzi podwodnych i wiele innych urządzeń, nie mówiąc już o totalnej inwigilacji łączy telefonicznych i internetu. – Gwarantujemy pełne bezpieczeństwo – zapewnia Władimir Putin, którego służby korzystają z technicznej pomocy USA. Nikt nie wie, ile kosztują te igrzyska. Jedno jest pewne: znacznie więcej niż wszystkie dotychczasowe zimowe olimpiady razem wzięte. Prezydent udowadnia jednak, że to wszystko bzdury. Jego zdaniem organizacja nie pochłonęła więcej niż 6,5 mld dol. Z tego 3 mld pochodzić miało od prywatnych inwestorów, a więc nie obciąża budżetu.

Wniosek z tego jest prosty: Rosja może sobie pozwolić na taką sumę bez najmniejszego uszczerbku dla swej gospodarki i finansów. – To, co przedstawia Putin, jest czystym wymysłem – twierdzi Aleksiej Nawalny, opozycjonista z zawieszonym wyrokiem więzienia i znany tropiciel skandali korupcyjnych w Rosji.

Sztab jego zwolenników przeanalizował wydatki na przygotowanie igrzysk w latach 2007–2014 i doszedł do wniosku, że jedynie z budżetu federalnego wydano równowartość 25,1 mld dol. Do tego dochodzi miliard od Kraju Krasnodarskiego, na którego obszarze położone jest Soczi.

7,6 mld pochodzić ma z Wnieszekonombanku w formie kredytów dla firm uczestniczących w budowie. Ponieważ ich gwarantem jest ministerstwo finansów, pieniądze te wcześniej czy później zostaną zwrócone z kasy państwowej.

10,5 mld wyłożyć miały państwowe koncerny, takie jak Gazprom czy koleje, też państwowe. Reszta funduszy napłynęła z różnych źródeł, w tym prywatnych. To pieniądze takich oligarchów jak Władimir Potanin czy Oleg Deripaska. Obaj zbudowali swe miliardowe fortuny za czasów Jelcyna, z którego rodziną są zresztą skoligaceni. – Dla nich to swego rodzaju domiar podatkowy nałożony przez Putina – mówi Michaił Kasjanow, były premier, a obecny opozycjonista.

Współpracownicy Nawalnego przeanalizowali koszt wszystkich 28 obiektów olimpijskich. Wybudowano je za 24,7 mld dol. Jedynie jedenaście z nich zmieściło się w przewidywanym budżecie. Budowa reszty przekroczyła koszty kilkakrotnie. Tak często bywa nie tylko w Rosji, jednak Nawalny udowadnia, że przekroczenia te nie były w większości spowodowane błędnym planowaniem, lecz wynikiem machinacji. W rosyjskim systemie jest to bardzo prawdopodobne. W ten sposób miało zostać rozkradzione prawie 6 mld dol.

Ukraina czy Soczi

O ile z finansami od początku nie było problemów, o tyle wielkim zagrożeniem dla igrzysk Putina jest Ukraina. Tego, co tam się dzieje w ostatnich tygodniach, Kreml nie był w stanie przewidzieć. I nietrudno sobie wyobrazić, że gdyby na Ukrainie polała się krew, Soczi zejdzie na dalszy plan. – To najgorsze, co mogłoby się Putinowi przydarzyć – tłumaczy „Rz" Kai-Olaf Lang, politolog z berlińskiej Fundacji Nauka i Polityka.

W gruzach ległby mit prezydenta jako sprawnego polityka i organizatora, a Putin i tak ma od dawna jak najgorszą prasę na Zachodzie, gdzie nie może już liczyć na przyjaciół takich, jak Gerhard Schröder, Silvio Berlusconi czy Jacques Chirac. W mediach występuje wyłącznie jako czarny charakter marzący o odbudowie imperium, którego rozpad uznał za największą katastrofę XX wieku.

Odbudowuje w pocie czoła to, co z dawnego imperium pozostało. Nowy twór ma już nazwę – to Unia Euroazjatycka, organizowana na wzór UE. Oficjalnie ma powstać w przyszłym roku. Są już odpowiednie traktaty i inne dokumenty. Prócz Rosji członkami struktury przejściowej, jaką jest Unia Celna, są  Białoruś i Kazachstan. Wszyscy zdają sobie sprawę, że bez Ukrainy geopolityczna unia  pozostanie papierowym tygrysem.

Putin ma więc ogromny dylemat. Jak zareagować w sytuacji, gdyby rozejm polityczny na Ukrainie nie dotrwał do końca igrzysk. Czy poświęcić swój sztandarowy projekt, jakim jest Soczi, i drastycznie zaingerować w konflikt?

Na razie wydaje się, że priorytetem dla  rosyjskiego prezydenta są igrzyska. To wymarzony czas dla ukraińskiej opozycji, aby naciskać na prezydenta Wiktora Janukowycza. Także dla europejskiej dyplomacji poszukującej gwałtownie rozwiązania dla Ukrainy. Wszystko zmieni się, gdy 23 lutego w Soczi zgaśnie olimpijski znicz.

– Przyjemnie popatrzeć, jak zmieniło się to miejsce od czasu, gdy je wybrałem – powiedział niedawno prezydent Rosji w pokazanym w telewizji filmie dokumentalnym. Opowiedział, że w 2001 lub w 2002 roku był w tej okolicy, podróżując jeepem, i zachwycił się urodą Krasnej Polany. Przekonał bez trudu do swego pomysłu Rosyjski Komitet Olimpijski i dalej już poszło.

Międzynarodowy Komitet Olimpijski (MKOl) 4 czerwca 2007 roku w Gwatemali przyznał Soczi prawo organizacji igrzysk. W porywającym przemówieniu Putin przekonywał, że nie ma lepszego zakątka na świecie. – Równocześnie jest  tam wiosna na plaży i zima w górach. Śnieg gwarantowany – mówił prezydent. Salzburg odpadł w pierwszym głosowaniu. W kolejnym Soczi uzyskało 51 głosów, podczas gdy koreański Pyeongchang 47.

Pozostało 93% artykułu
pływanie
Mistrzostwa świata w pływaniu. Brązowy medal Krzysztofa Chmielewskiego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Szachy
Dommaraju Gukesh mistrzem świata w szachach. Generacja Z przejmuje władzę
Pływanie
Mistrzostwa świata w pływaniu. Polacy zaczęli od dwóch medali
Inne sporty
Baseballista zarobi najwięcej w historii. Kontrakt, który przyćmił wszystkie inne
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Inne sporty
Indie kontra Chiny. Szachowa gra o tytuł w cieniu Norwega, którego pokonała nuda