Medale rozdawała Omega

Dwie mistrzynie olimpijskie – Tina Maze i Dominique Gisin. Słowenka i Szwajcarka osiągnęły ten sam czas.

Publikacja: 12.02.2014 22:00

Po wyświetleniu wyników pierwsza klęknęła i ucałowała śnieg, druga długo płakała ze szczęścia. Wątpliwości, że na liczącej 2713 metrów trasie uzyskały identyczny wynik, nie mogły mieć żadnych. Wykorzystywane w Soczi urządzenia pomiarowe pozwalają na zmierzenie czasu z dokładnością do jednej dziesięciotysięcznej sekundy.

W 1932 na letnich igrzyskach w Los Angeles czas mierzono 30 stoperami Omegi, umożliwiającymi pomiar międzyczasów i czasu całkowitego z dokładnością do dziesiątych części sekundy. Nad ich niezawodnością czuwał na miejscu... zegarmistrz. Przez osiem dekad z okładem sporo się zmieniło, ale Szwajcarzy ruchowi olimpijskiemu pozostają wierni. Do Soczi przysłali sztab 260 osób i 230 ton specjalistycznego sprzętu.

Nowością jest technologia pomiarowa w konkurencjach bobslejowych, gdzie niejednokrotnie o miejscach na podium decydują tysięczne części sekundy. Zamontowane w saneczkach urządzenie składa się z czujnika prędkości, czujnika przyspieszenia 3D i czujnika żyroskopowego 3D. Każdy z nich pozyskuje i przekazuje dane w czasie rzeczywistym.

Omega zmodyfikowała też system startowy używany podczas zawodów w łyżwiarstwie szybkim. Do tzw. pistoletu błyskowego i głośnika generującego dźwięk doszły przede wszystkim rozmieszczone wzdłuż toru ogniwa fotoelektryczne rejestrujące ruch zawodników i ich czasy. Na mecie sędziów wspomagają jeszcze wysokiej rozdzielczości aparaty do fotofiniszu, wykonujące 2 tys. zdjęć na sekundę.

Ten sam system stosowano na igrzyskach w Londynie, na bieżni lekkoatletycznej, torach kajakarskich czy olimpijskiej pływalni, gdzie na końcach każdego toru umieszczono dodatkowo rejestrujące dotyk elektroniczne ekrany. W Soczi dzięki niezwykle precyzyjnej analizie fotofiniszu po raz pierwszy w historii narciarstwa alpejskiego na igrzyskach możliwe było przyznanie dwóch złotych medali.

Zjazdowe przejazdy Maze i Gisin oraz brązowej medalistki Lary Gut były niemal identyczne. Dwie pierwsze pokonały trasę w czasie 1.41,57, trzecia miała wynik o 0,10 sekundy gorszy. Gdyby o podziale miejsc na podium decydowało ludzkie oko, sprawiedliwości raczej nie stałoby się zadość.

O tym, że złote medale odebrały dwie zawodniczki, przesądziła końcówka przejazdu Maze. Na pierwszym międzyczasie była szybsza od Gisin o 0,02 sekundy, w środkowej części trasy jej przewaga wzrosła nawet do 0,38 sekundy, ale na mecie stopniała do zera. Rozczarowania jednak nie było. – Wspaniale jest dzielić podium z Dominique. Ona jest wspaniałą narciarką, w dodatku charakterem i podejściem do rywalizacji bardzo mnie przypomina. Obie jesteśmy wojowniczkami – powiedziała Maze.

O tytule mistrzyni olimpijskiej Słowenka nie przestała myśleć od Vancouver. Cztery lata temu walkę o złoto minimalnie przegrała w supergigancie i slalomie gigancie. Od tego czasu stała się zawodniczką bardziej kompletną. W poprzednim sezonie Pucharu Świata odniosła 11 zwycięstw. Wygrywała w sześciu alpejskich konkurencjach, sezon marzeń kończąc z Kryształową Kulą.

Krótko później, po trzech latach współpracy, rozstała się z trenerem Livio Magonim. Zastąpił go Walter Ronconi, ale pod jego kierunkiem Maze daleka była od formy z poprzedniej zimy. W połowie stycznia postawiła wszystko na jedną kartę – Ronconiego zmieniła na Mauro Piniego. Szwajcar kazał jej wkładać w starty więcej serca. Efekt? Wygrany zjazd w Cortinie d'Ampezzo. – To był punkt zwrotny. Od poprzedniego zwycięstwa minął prawie rok, a w Cortinie znów poczułam, że mogę być szybka – tłumaczyła po olimpijskim triumfie.

Jeżeli Maze rok się dłużył, to co ma powiedzieć Gisin, która przez całą karierę na szczycie pucharowego podium stała tylko trzykrotnie, po raz ostatni w marcu 2010 roku. Szwajcarka to chodzący pech. Przez ostatnie lata musiała poddać się dziewięciu operacjom kolan – zerwane więzadła, kilkakrotnie pęknięta rzepka, pozrywane mięśnie...

– Cała moja kariera to lista wzlotów i upadków. Za każdym razem ciężko było wrócić. Ale to, czego właśnie doświadczam, jest absolutnie szalone – podkreśliła po odebraniu medalu pierwsza szwajcarska mistrzyni olimpijska w zjeździe od 1984 roku.

Po dwóch konkurencjach rywalizacji alpejek mamy sześć medalistek. W sobotę po supergigancie kolejna wymiana całego podium jest mało prawdopodobna.

Inne sporty
Święto polskiej gimnastyki. Rekordowy trening w Gdańsku
Inne sporty
Rosjanin w natarciu. Aliszer Usmanow wraca do władzy
Inne sporty
Max Verstappen rozbił bank
KAJAKARSTWO
Marta Walczykiewicz nie kończy kariery, ale chce także rządzić
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Inne sporty
Otylia Jędrzejczak ponownie prezesem Polskiego Związku Pływackiego
Walka o Klimat
„Rzeczpospolita” nagrodziła zasłużonych dla środowiska