Kilka lat po rozpoczęciu nauki jazdy na nartach Hirscher spotkał Hermanna Maiera. Jeden z najwybitniejszych alpejczyków wszech czasów – dwukrotny mistrz olimpijski, trzykrotny mistrz świata i czterokrotny zdobywca Pucharu Świata – zamienił z chłopakiem kilka słów. Marcel nigdy tego nie zapomniał i choć do sukcesów idola z dzieciństwa wiele mu jeszcze brakuje to osiągnął coś czego „Herminatorowi” osiągnąć się nie udało – Kryształową Kulę zdobył właśnie po raz trzeci z rzędu. W historii alpejskiego PŚ dokonali tego tylko trzej narciarze: Włoch Gustav Thoni i Szwed Ingemar Stenmark w latach 70. oraz Amerykanin Phil Mahre na początku lat 80.
25-letni Hirscher uczył się jeździć na nartach w Salzburskich Dolomitach. W wieku dwóch lat na tamtejszych stokach spędzał po kilka godzin dziennie. Pierwsze sukcesy przyszły tuż po 18. urodzinach – tytuły mistrza i wicemistrza świata juniorów. Od trzech sezonów jest jedną z największych gwiazd narciarstwa alpejskiego. Dwie Kryształowe Kule z rzędu, małe trofea w slalomie i slalomie gigancie, dwa mistrzostwa i wicemistrzostwo świata uczyniły z niego jednego z faworytów igrzysk w Soczi. Na olimpijskim stoku zdobył tylko srebro w slalomie, z Rosji wyjeżdzał myśląc już o obronie Pucharu Świata – podobnie jak przed rokiem o zwycięstwo znów przyszło mu walczyć z Akselem Lundem Svindalem i znów był górą.
Norweg pozostawał w grze do sobotniego slalomu giganta w Lenzerheide. Szansę na triumf pogrzebał wypadając z trasy już w pierwszym przejeździe. – W najwyższej formie byłem na początku zimy. Muszę wyciągnąć wnioski i uniknąć tego następnym razem. Dzięki dwóm Kryształowym Kulom w zjeździe i supergigancie to był dobry sezon. Ale gdyby nie gorsza końcówka mógłby być świetny – mówi Svindal, który z Soczi wyjechał bez medalu.
Hirscher w slalomie gigancie był czwarty – podium przegrał zaledwie o 0,1 sekundy. Tyle kosztowała go też mała Kryształowa Kula w tej konkurencji. W klasyfikacji łącznej zdobył tyle samo punktów co Ted Ligety, ale to Amerykanin odniósł tej zimy więcej zwycięstw i to on zgarnął trofeum. Czasu na rozpamiętywanie pechowego rozstrzygnięcia nie było. W niedzielę alpejczycy stanęli na starcie slalomu i tu Austriak nie pozostawił już rywalom złudzeń. Wygrał, drugi raz z rzędu zdobywając Kryształową Kulę w tej konkurencji.
– Nie mogłbym być szczęśliwszy. Celem numer jeden była na ten sezon obrona Pucharu Świata i to się udało. Sukces w slalomie, w ostatnim starcie, cieszy prawie równie mocno. Dziękuję zespołowi, który wspierał mnie przez całą zimę, nawet kiedy byłem nie do zniesienia – podkreśla Hirscher.