Zbigniew Bródka: Kręci mnie prędkość

Mistrz olimpijski w łyżwiarstwie Zbigniew Bródka o szybkim życiu po igrzyskach w Soczi i nowym sezonie.

Publikacja: 22.10.2014 01:01

Zbigniew Bródka: Kręci mnie prędkość

Foto: Fotorzepa/ Piotr Nowak

Rz: Ile razy oglądał pan powtórki swojego olimpijskiego wyścigu na 1500m z emocjonalnym komentarzem Piotra Dębowskiego?

Zbigniew Bródka: Setki. Za każdym razem przeżywam ten bieg nieco inaczej, ale zawsze z uniesieniem. Oglądam, gdy mam słabsze dni i brakuje mi motywacji do treningu. Może to zabrzmi dziwnie w ustach mistrza olimpijskiego, ale takie chwile się zdarzają. Nie przypuszczałem, że tak dużo wysiłku będę musiał włożyć, by pogodzić obowiązki komercyjne z przygotowaniami do nowego sezonu. Ktoś dał mi dobrą radę, że muszę się nauczyć odmawiać. Pan Wojtek Fortuna powiedział mi natomiast, że to jest ważny czas i żebym go nie zmarnował.

Zaproszenia do telewizji, wywiady, zdjęcia i autografy. Lubi pan tę nową rzeczywistość?

Na początku było miło, ale w pewnym momencie miałem dość. Na szczęście mieszkam w niewielkich Domaniewicach, gdzie wszystkich znałem jeszcze przed igrzyskami, dlatego gdy ludzie mnie dziś spotykają, reagują jak dawniej. Odbierają pozytywnie, pamiętają mój przejazd, te trzy tysięczne sekundy przewagi i minę drugiego na mecie Holendra Koena Verweija. To cenniejsze niż sam medal.

A jak mistrza olimpijskiego traktują w jednostce straży pożarnej w Łowiczu?

W moich relacjach z kolegami nic się nie zmieniło. Staram się normalnie podchodzić do swojej pracy, nie liczę na taryfę ulgową. Gdy wróciłem do służby po igrzyskach, często zdarzało się jednak, że w trakcie interwencji interesowano się bardziej mną niż tym, co się wydarzyło. Nie wiedziałem, jak się zachowywać. To było dziwne i nie na miejscu.

Po sukcesie w Soczi politycy ruszyli z obietnicami i deklaracjami dotyczącymi nowej krytej hali. Gdzie dziś trenuje mistrz olimpijski?

Niestety, większość czasu nadal spędzam za granicą, głównie w Niemczech. Dla mnie najważniejsze jest, żeby powstał jeden obiekt z prawdziwego zdarzenia. Przy każdej okazji pytam, kiedy zostanie zadaszony tor na Stegnach. Wciąż słyszę tę samą odpowiedź: prace mają ruszyć na początku przyszłego roku.

Czy miało dla pana znaczenie, że zdobył pan złoto na rosyjskiej ziemi?

Na początku nie zwracałem na to aż takiej uwagi, ale kiedy przeczytałem biografię Władysława Kozakiewicza, zacząłem patrzeć na to inaczej. Mój medal nabrał szczególnego wymiaru.

Latem zamienił pan łyżwy na  rower i wystartował w amatorskim Tour de Pologne, a także w Łodzi w biegu na 10 km. Udział w takich imprezach pomaga panczeniście przygotować się do sezonu?

Jazda na rowerze to część naszego codziennego treningu, dlatego chciałem się sprawdzić na trasie takiego wyścigu. Biegać po prostu lubię. Kiedyś ukończyłem już półmaraton, więc z pokonaniem dystansu 10 km nie miałem żadnych kłopotów.

A skąd pomysł, by zrobić licencję kierowcy wyścigowego i pojechać w ostatniej rundzie Volkswagen Castrol Cup w Poznaniu?

Kręcą mnie prędkość i adrenalina. Otrzymałem propozycję, by sprawdzić swoje umiejętności na torze, i chętnie z niej skorzystałem. To niesamowita przygoda i wyróżnienie. Nie każdy mógłby usiąść za kierownicą auta wyścigowego, nie każdy potrafiłby się zakwalifikować do wyścigu. Wydaje mi się, że przeszedłem ten test pomyślnie.

W nadchodzącym sezonie będzie się pan musiał zmierzyć z rolą faworyta.

Zawsze łatwiej atakować rywali, niż się przed nimi bronić. Staram się układać sobie w głowie, że teraz obciążenie będzie większe. Mam sprawdzone metody, jak radzić sobie z presją, ale ich nie zdradzę. Wierzę, że przyniosą efekty również podczas przyszłorocznych mistrzostw świata. Mam już brąz w rywalizacji drużynowej, chciałbym teraz zdobyć medal indywidualnie.

—rozmawiał Tomasz Wacławek

Rz: Ile razy oglądał pan powtórki swojego olimpijskiego wyścigu na 1500m z emocjonalnym komentarzem Piotra Dębowskiego?

Zbigniew Bródka: Setki. Za każdym razem przeżywam ten bieg nieco inaczej, ale zawsze z uniesieniem. Oglądam, gdy mam słabsze dni i brakuje mi motywacji do treningu. Może to zabrzmi dziwnie w ustach mistrza olimpijskiego, ale takie chwile się zdarzają. Nie przypuszczałem, że tak dużo wysiłku będę musiał włożyć, by pogodzić obowiązki komercyjne z przygotowaniami do nowego sezonu. Ktoś dał mi dobrą radę, że muszę się nauczyć odmawiać. Pan Wojtek Fortuna powiedział mi natomiast, że to jest ważny czas i żebym go nie zmarnował.

Pozostało 81% artykułu
SPORT I POLITYKA
Aliszer Usmanow chce odzyskać władzę. Oligarcha Putina wraca do gry
kajakarstwo
92 medale i koniec. Rewolucja w reprezentacji Polski, odchodzi dwóch trenerów
kolarstwo
Marek Leśniewski, nowy prezes PZKol: Jestem zaprawiony w boju
Inne sporty
Wybory w Polskim Związku Kolarskim. Kto wygrał i czy prezes jest prezesem?
Materiał Promocyjny
Big data pomaga budować skuteczne strategie
Kolarstwo
Czesław Lang: Stanowisko prezesa PZKol nie jest mi do niczego potrzebne
Materiał Promocyjny
Seat to historia i doświadczenie, Cupra to nowoczesność i emocje