Emocje biegu łączonego ze startu wspólnego zaczęły tak naprawdę w końcu pierwszej połowy dystansu, którą panie pokonywały techniką klasyczną. Kilkaset metrów przed zmianą nart z prowadzącej grupy czterech Norweżek, dwóch Szwedek i jednej Finki wyrwała się, ku radości lokalnych kibiców Charlotte Kalla, jej tempo wytrzymały tylko Therese Johaug i Astrid Jacobsen.
Chwilę trwało, by uwierzyć, że Martiort Bjoergen nie będzie walczyć o medal – jednak fakty były oczywiste, trzynastokrotna mistrzyni świata, zmieniła narty jako szósta i z każdym kilometrem traciła sekundy do prowadzących.
Walka norweskiej pary ze Szwedką była bardzo ciekawa – pierwsza z dwóch pętli (3,75 km) stylem łyżwowym była popisem Kalli, kilka razy wydawało się, że miejscowa sława ma nawet siłę na ucieczkę, ale na ostatnim odcinku, tam gdzie był najdłuższy podbieg, zaatakowała Johaug.
Jacobsen utrzymała się za koleżanką, kryzys dopadł Kallę. Zapłaciła za świetne tempo w stylu klasycznym, zapłaciła za szarpnięcia w stylu dowolnym. Wytrzymać rytm Therese Johaug – okazało się niemożliwe, rachuby, że ogra się ją na finiszu – płonne. Ma piąte złoto mistrzostw świata, trzecie indywidualnie.
Kalla bardzo ambitnie odrobiła kilka sekund do Jacobsen, doprowadziła do pięknego finiszu na ostatniej prostej, ale w tej specjalności Norweżka była lepsza. Za plecami medalistek też się działo – choć Szwedzi też się nie ucieszyli, gdy Finka Kerttu Niskanen zabrała czwarte miejsce Sofii Bleckur, najmniej znanej z grupy pań walczących o najlepsze miejsca w biegu łączonym.